metoda sortowania: od najstarszego do najnowszego / najnowszego do najstarszego
izaaa ~izaaa (Gość)13.11.2017 15:06

Rzecznik postanowił zbadać sprawę i doszedł do wniosku, że prace domowe są nielegalne. Szkoła może robić tylko to, na co ma uprawnienia. A nie ma przepisów, które formalnie zezwalają placówkom oświaty na nakazywanie odrabiania lekcji w domach. Zdaniem rzecznika zmuszanie uczniów do odrabiania lekcji w domu to wręcz ograniczanie wolności i prawa do wypoczynku dzieci, o którym mówi art. 31 Konstytucji i art. 31 Konwencji Praw Dziecka. iza

15


gość ~gość (Gość)13.11.2017 18:30

Uczc sie powinny dzieci zeby nie wyrosly na matolow jak we wspanialej Ameryce gdzie dzdziusie nie wiedza prawie nic A gdyby nie emigrancji zgineli by w niebycie.

42


gość ~gość (Gość)13.11.2017 19:44

Jestem uczniem klasy 7 w sp11. To co jest napisane w artykule t nie prawda. Jestem uczniem 5 chodzę spać o 20 a w tygodniu mam angielski i 3 treningi sportowe. Więc uczeń może wyrabiać się znauką jeśli tylko chce.

106


gość ~gość (Gość)14.11.2017 09:13

Mam obecnie 50 i pamiętam jak to było w moich latach szkolnych. Zajęcia w szkole do 15. Obiadek a czasami go nie było bo matka nie miała czasu kanapka w łape i w pole. Takie miałem dzieciństwo i jakoś mi d.... nie ubyło. A nasza młodzież jest zbyt leniwa i nie wie co to szkoła życia.

101


gosc ~gosc (Gość)14.11.2017 10:22

dzieciaki są przemęczone

05


jakitaki ~jakitaki (Gość)14.11.2017 10:26

mało wiedzy

30


Pierre Dolevas ~Pierre Dolevas (Gość)13.11.2017 00:19

No tak, straszne, bo dawniej w siódmej klasie był luzik, a teraz TYLE! nauki. Nie wiem, jak wygląda program szkolny obecnie, być może faktycznie trzyletni program gimnazjum upchnięto w dwóch latach. A przecież chyba można było wziąć stary program klasy siódmej, skoro średnie szkoły też mają być przywrócone na "starą modłę". Nie jestem ministrem, być może gdybym się kompletnie na niczym nie znał i zapisał się do odpowiedniej partii, to bym nim był. Ministrem, znaczy się.
Na pocieszenie siódmoklasistom powiem, że już w 3 klasie podstawówki w jeden dzień tygodnia miałem 7 lekcji, a w starszych klasach 6-7 lekcji było normą.
Nie wiem, czy mam im współczuć, że muszą przeczytać

Cytuję:
lektury, i to nie tylko "Latarnik" czy "Siłaczka", ale też "cegły", jak "Krzyżacy" czy "Quo vadis"


bo kiedy w czwartej klasie podstawówki przejęła nas pani od polskiego, to na lekcji organizacyjnej zapowiedziała, że uczeń ma dziennie czytać 50 (słownie: pięćdziesiąt) stron książki, i nie było to jedyne jej wymaganie. I skrupulatnie tego przestrzegała rozdając książki, i zaznaczając w specjalnym zeszycie, kiedy mają być zwrócone. Dni "weekendowe" też były przeznaczone na czytanie. Na szczęście sam lubiłem czytać, więc aby poczytać też inne książki dla przyjemności, musiałem czytać średnio troszkę więcej. A w czwartej klasie co prawda nie było już przedmiotu o nazwie "środowisko społeczno-przyrodnicze", ale za to doszła biologia, geografia i historia. W piątej doszedł rosyjski, w szóstej fizyka, w siódmej chemia i niemiecki, w ósmej jeszcze WOS. Aha, książki nadal trzeba było czytać we wspomnianym tempie, bo polonistka była ta sama. Tak swoją drogą - mimo wszystko - po latach z sympatią ją wspominam, choć była wymagająca i lała linijką po łapach. Nad ciężarem tornistra nie miałem czasu się zastanawiać.
Nie wiem, czy kogoś pocieszyłem tym wpisem, czy raczej nikt mi w to nie zechce uwierzyć.
Słusznie natomiast jedna z matek wytknęła pewien absurd:

Cytuję:
Po co im dwie religie? 2-3 godziny mniej w tygodniu to byłaby ulga dla takiego dzieciaka – mówi piotrkowianka.


Też nie wiem, po co tyle religii w całym cyklu nauczania, i uważam, że powinna ona powrócić do salek katechetycznych przy kościołach. Zresztą, gdy była ona jeszcze nauczana w salkach, wystarczała jedna godzina tygodniowo (jedynie w klasie drugiej, "komunijnej", były dwie) - odkąd trafiła do szkół, okazuje się, że dwie godziny tygodniowo to "niezbędne minimum". No ale ministerstwo przecież płaci za każdą godzinę, więc dlaczegóż mieliby poprzestać na jednej, co nie?
Dziwią mnie jeszcze pretensje tego typu:

Cytuję:
Najgorzej jest we wtorki, kiedy lekcje kończy o 16.10. Na nieszczęście właśnie tego dnia Dominik ma dodatkowy angielski. Chłopiec wraca do domu około 19


Obecnie angielskiego uczą już w przedszkolach, a w podstawówkach jest od pierwszej klasy, i to chyba w ilości nie mniejszej niż dwie godziny tygodniowo. Na kiego grzyba zatem jeszcze komu "dodatkowy angielski", skoro w publicznej szkole będzie się go uczył przez co najmniej 12 lat?
***
A tak w ogóle, to przymus obowiązku szkolnego powinien zostać natychmiast zniesiony, wtedy nie trzeba będzie debatować nad tym, jak to uczniom jest ciężko.
Facetowi, który na siłowni robi przysiady z ważącą 300 kg sztangą na barkach też niewątpliwie jest cholernie ciężko, ale nikt nie płacze nad jego ciężkim losem w mediach. Dlaczego? Ano pewnie dlatego, że ciężkie treningi na siłowni nie są przymusowe, a chodzenie do szkoły już tak. I to powinno się zmienić - niech chodzenie do szkoły będzie po prostu dobrowolne. Bo dlaczego niby nie mogłoby tak być, skoro czytam, że:

Cytuję:
Prace domowe nie są w myśl ustawy o szkolnictwie obowiązkowe dla ucznia - mówi Krzysztof Olędzki, redaktor naczelny portalu Prawaucznia.pl. - Nauczyciel ma prawo je zadawać, ale uczeń nie ma obowiązku ich odrobić


152


www ~www (Gość)14.11.2017 10:49

Nauczycieli powinno się scignać zęby wzięli się za uczciwa prace a nie tylko żeby odbębnić

66


Marca ~Marca (Gość)14.11.2017 22:33

A jednak coś jest inaczej. Gdy ja chodziłam do szkoły podstawowej, a potem liceum, tez miałam po 6-7, a nawet 8 godzin dziennie. Wracałam do domu, odrabiałam lekcje i miałam czas dla siebie, żeby poczytać książkę, wyjść do koleżanki, czy po prostu wyjść na dwór. Też miałam dodatkowe obowiązki - na przykład ugotować obiad czy posprzątać, ale wszystko to godziłam. Były to czasy (20-25 lat temu), gdy nie chodziło się raczej na żadne dodatkowe zajęcia. Korepetycje były czymś wręcz wstydliwym. Jeśli ktoś chodził, to może w liceum. Teraz każde dziecko na "coś chodzi". Są licea, że bez tych korepetycji uczeń nie da sobie rady. Moje dziecko wraca ze szkoły o 16-17, odrabia lekcje i pada. Nigdy szkoła nie była też tak teoretyczna, jak teraz. W szkołach są komputery, tablice multimedialne itp., zdawałoby się wszystko, czego potrzeba, a dzieci uczą się na pamięć definicji, nie mając okazji zobaczyć czy dotknąć tej rzeczy.

121


Mańka ~Mańka (Gość)16.11.2017 21:32

I dlatego nie byłam od początku za wprowadzeniem tak szybko i w ogóle klas VII i VIII. W porównaniu do książek moich z gimnazjum jakei miałam, moja siostra w 6 klasie podstawówki miała to samo co my!!! Nie pojmuję tego trochę... Nie rozumiem jak można tak bagatelizować dobro uczniów, zwłąszcza gdy dochodzą cielesne problemy... I tym o to sposobem zniechęca się ludność do nauki... Wg. mnie najlepszym etapem nauki dla mnie jest szkoła ponadgimnazjalna - technikum. Nie chodzi o rodzaj szkoły, a sposób nauki. Na lekcjach nie mamy TAK DUŻO zadawane, mimo rozszerzenia ( w moim przypadku ) chociażby matematyki i biologi.. . Występuje dużo zajęć praktycznych, prezentacje, oglądanie tematycznych filmów edukacyjnych, dużo wyjazdów na uniwerystety i uczelnie na pikniki naukowe czy też wykłady i pokazy doświadczeń czy to fizycznych jak i chemicznych. MAtematyka mimo rozszerzenia - brak zadań domowych, przymajmniej u mnie zadawane są rzadko. Przy czym materiał wyrabiamy, sporo liczymy na lekcji, a jeśli ktoś chce się pouczyć, to w domu oblicza zadanie już zrobione w szkole, na zasadzie: Przepisujemy przykład z podręcznika (nie posiadamy ćwiczeń) obliczamy, a następnie sprawdzamy czy zrobiliśmy dobrze. Jeśli czegoś nie rozumie kilka osób to nie ma problemu - zajęcia wyrónawcze, są wtedy kiedy te osoby się zintegrują i poproszą o godzinę zajęć na wytłumaczenie. Jeżeli cała klasa nie rozumie - tu też brak problemu. Nauczycielka jest w stanie poświęcić jeszcze jedną godzinę lekcyjną na temat. A jeśli nadal ktoś nie umie to zwraca się do osób rozumiejących lub starszych ucznió. I tak powinno być wszędzie. I jestem za zrezygnowaniem z religii lub zatwierdzeniem religii jako zajęć dodatkowych(pomijając okres do czasu komunii). Plastyka i muzyka - tu też dałabym jako przedmiot dodatkowy, nieobowiązkowy.

01


Nowy komentarz
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat