Wyrzucił lokatora na bruk

Tydzień Trybunalski Wtorek, 01 grudnia 20091
Kamienica pod numerem 6 przy ulicy Polskiej Organizacji Wojskowej wygląda dziś pięknie. Niepiękne jest to, co się w niej stało. Współwłaściciel kamienicy i administrator w jednej osobie wszedł do mieszkania pod nieobecność lokatora. Wyrzucił jego rzeczy do piwnicy, a starą sukę Dianę przywiązał do trzepaka na podwórku. Dziś niepełnosprawny mężczyzna tuła się między służbową pakamerą na jedenastym piętrze wieżowca i klitką Tadeusza Siwego z sąsiedniej kamienicy.
Wyrzucił lokatora na bruk

 

Od kilku, może kilkunastu tygodni kamienica pod numerem szóstym jest najładniejszym z budynków stojących przy ulicy Polskiej Organizacji Wojskowej w Piotrkowie. Wyremontowali ją Michał Janowski z żoną Edytą, która udziały w kamienicy odziedziczyła po swojej mamie. Nieruchomość ma aż jedenastu współwłaścicieli, ale najwięcej udziałów - co nie bez dumy podkreśla Janowski - mają w niej on z żoną. - I to głównie my zajmowaliśmy się remontem, a ja dodatkowo społecznie pełnię funkcję administratora. A na odnowienie kamienicy wzięliśmy z żoną dwieście sześćdziesiąt tysięcy złotych kredytu - akcentuje Janowski.

 

Remont i... co dalej

 

On sam, jak mówi, jest lekarzem z wykształcenia. Pracuje jako wolny strzelec, przedstawiciel firmy farmaceutycznej i bierze udział w badaniach klinicznych nowych lekarstw. Lekarzem jest również Edyta Janowska pracująca w piotrkowskim szpitalu wojewódzkim.

 


Dzięki remontowi, który przeprowadzili, kamienica pod szóstym cieszy dziś oczy przechodniów i ludzi mieszkających w pobliskich domach. Ale nie wszyscy z nich chcieliby zamienić się miejscami z lokatorami spod szóstki. Przede wszystkim dlatego, że remont mocno odbił się na wysokości czynszów, które tamci płacą. A poza tym... - Janowscy to takie jaśniepaństwo - można usłyszeć od lokatorów. I coś w tym jest. Z Michałem Janowskim rozmawialiśmy dwukrotnie; za każdym razem w bramie, a nie w przedpokoju czy choćby na korytarzu.

 


W tej pięknej kamienicy zabrakło miejsca dla Dariusza Kochanowskiego, który urodził się w niej i mieszkał przez całe swoje życie, czyli prawie trzydzieści dziewięć lat. - Musiałem wyrzucić tego bydlaka, bo zrobił z mieszkania melinę - mówi twardo Janowski.

 

Historia niedokończona

 

Dariusz Kochanowski nie ma łatwego życia. Ojciec alkoholik powiesił się, on sam - trochę nieporadny, z lekkim upośledzeniem umysłowym - też nie wylewa za kołnierz i ma kumpli od kieliszka. - Nie powiem, wypiło się czasem z jednym czy drugim kolegą - przyznaje Kochanowski. I od razu dodaje, że nie było żadnych awantur czy interwencji policji.

 

Zupełnie inaczej widzi to wszystko Janowski. - Znałem i szanowałem jego ojca Marka, bo tak na niego wołali - opowiada. - Był tu dozorcą. Pił, był alkoholikiem, to fakt, ale pilnował roboty. Sprzątał w kamienicy i na podwórku, odgarniał śnieg, malował na biało krawężniki przed świętami, wykonywał drobne naprawy, kiedy było trzeba - wylicza Janowski. I podkreśla, że syn przypomina ojca tylko tym, że również pije i że pełnił rolę dozorcy.

 

- Darek, czy raczej Daruś, bo parasol ochronny roztoczyli nad nim rodzice, a zwłaszcza matka - niczego nie potrafi zrobić, albo udaje, że nie potrafi - oskarżycielskim tonem mówi Janowski. - Kiedy trzeba było odgarniać śnieg, najpierw mówił, że nie warto, bo jeszcze pada, a później, że nie ma co się męczyć, bo sam stopnieje - podaje przykład. - A ja płaciłem mandaty - podsumowuje właściciel kamienicy.
Kochanowski twierdzi, że sprzątał i wywiązywał się z obowiązków dozorcy. - Ale kiedy kazał mi wchodzić na rusztowania, żeby skuwać tynk, to nie wchodziłem, bo mam lęk wysokości - opowiada. - Wtedy on wyzywał mnie od łachudry, od świni, skurwysyna, a raz to nawet uderzył mnie kijem po plecach - żali się Kochanowski.

 

Czy Janowski faktycznie uderzył Kochanowskiego - nie wie tego Władysław Raiter, lekarz weterynarii, współzałożyciel Solidarności w Piotrkowie i poseł na Sejm pierwszej kadencji, który mieszka na tym samym piętrze, na którym mieszkał Kochanowski. - Ale wyzwiska leciały często, i to grube - nie kryje Raiter. - Mimo że Darek sprzątał i czasem nawet mnie budził, kiedy stukał szczotką - dodaje z uśmiechem.

 

Dzika eksmisja

 

 

Nie lenistwo wszakże czy niechęć Kochanowskiego do pracy były powodem wyrzucenia go z mieszkania. - Kiedy jego ojciec powiesił się, Darek całkiem się stoczył - twierdzi Janowski. - Przychodzili tu wszyscy menele z rogatki. Pili, awanturowali się, włamywali do komórek. Na schodach czy w bramie były pety, rzygowiny... - mówi, nie kryjąc obrzydzenia. - Nawet załatwiali się tutaj - włącza się jego żona. - A kiedy elektrownia odcięła Darkowi prąd, to siedzieli przy świeczkach. Baliśmy się, że kiedyś spalą nas wszystkich - emocjonuje się Edyta Janowska. Raiter potwierdza, że do Kochanowskiego przychodzili kumple. - Pili, ale nigdy się nie awanturowali. Zawsze było cicho i nie pamiętam, żeby musiała interweniować policja - podkreśla.

 

Kolejny zarzut właściciela kamienicy to zdewastowanie mieszkania przez Kochanowskiego. - Na ścianach był kilkucentymetrowy grzyb, a pod podłogą siedlisko pcheł. Śmierdziało na całą kamienicę. Żeby zlikwidować pchły i zdezynfekować mieszkanie koleżanka (podkreślenie moje - mj), która teraz tam mieszka, musiała wylać wiele litrów chloroksu - relacjonuje Janowski. - Kiedy zauważyłem, że sedes nie nadaje się już do użytku, kupiłem drugi za własne pieniądze i zamontowałem. Wtedy Darek dał mi klucze do mieszkania - zaznacza.

 

Janowscy twierdzą, że pomagali Kochanowskiemu, kiedy został sam na świecie. - Nas spotkało to mniej więcej w tym samym czasie i wiedzieliśmy, że Darkowi jest ciężko - tłumaczy Edyta Janowska. - Dostał ubrania po teściu - wpada jej w słowo mąż. - Ze swojej komórki przeciągnąłem mu kabel, żeby miał prąd, załatwiłem pracę w myjni samochodowej, którą prowadzi kolega (właściciel myjni z trudem przypomina sobie ten fakt), ale kumple wytłumaczyli Darkowi, że zamiast pracować lepiej iść do opieki po zasiłek i węgiel na zimę - wylicza Janowski. - Ostrzegałem Darka, że musi się zmienić, ale to nic nie dawało. A ja dłużej nie mogłem tolerować meliny w wyremontowanej kamienicy - kończy.

 

1 czerwca bieżącego roku, kiedy Kochanowski był w pracy, Janowski wszedł do mieszkania. Nie mając nakazu eksmisji i bez komornika. Wszystkie rzeczy Kochanowskiego wyniósł do piwnicy (Janowska przekonuje, że w mieszkaniu niewiele ich już zostało, bo Kochanowski przygotowywał się do tej „przeprowadzki"), a starą sukę Dianę przywiązał do trzepaka na podwórku. - Dianę zabrali do schroniska, z którego musiałem ją wykupić, a mnie Janowski kazał iść do pana Tadka (Siwego, z sąsiedniej kamienicy - przyp. mj). Podarł umowę na mieszkanie. Zginęło mi też tysiąc złotych - żali się Kochanowski.

 

Dzień Dziecka

 

W taki oto sposób, bez formalnego wypowiedzenia umowy najmu mieszkania, bez sądowego nakazu eksmisji - Dariusz Kochanowski został w Dniu Dziecka człowiekiem bezdomnym. Mimo iż nadal zameldowany jest w swoim mieszkaniu, tuła się między pakamerą na jedenastym piętrze wieżowca przy ul. Henryka Sienkiewicza 23 i malutkim mieszkaniem Tadeusza Siwego. - Tak nie można. Człowiek to nie jest gówno - starsza pani spod POW 8 jest oburzona.

 

Do starego harcmistrza - jak mówi o sobie Siwy - Kochanowski zagląda po południu. - Pan Tadek nie ma miejsca (jeden piętnastometrowy pokoik - przyp. mj) i nie mogę u niego mieszkać. A jego rodzina już jest na mnie zła - tłumaczy. Dlatego Kochanowski sypia w pomieszczeniu gospodarczym ekipy sprzątającej wieżowce przy ul. Sienkiewicza. - Tam jest tylko światło i zimna woda - informuje.

 

Od lutego 2007 roku Kochanowski pracuje w piotrkowskim Przedsiębiorstwie Produkcyjno-Usługowym „Cza-Ta". Jest sprzątaczem. Należy do niego sprzątanie wieżowców i czteropiętrowego bloku przy Sienkiewicza. - Nigdy nie widziałem go pijanego - zapewnia brygadzista Wiesław Zaborowski, bezpośredni przełożony Kochanowskiego. - Nie bumeluje. Przez pewien czas sam radził sobie ze sprzątaniem trzech bloków. Jest dobrym pracownikiem, nie ma z nim żadnych problemów - chwali Zaborowski.

 

Zdaniem właściciela kamienicy, Kochanowski świetnie potrafi udawać człowieka zagubionego, zmagającego się z życiowymi kłopotami. Czy rzeczywiście zwiódł i wprowadził w błąd wszystkich?
O wyrzuceniu Kochanowskiego z mieszkania policję zawiadomił Raiter. Od pierwszych dni czerwca prowadzi ona dochodzenie w tej sprawie. - Istnieją podstawy do przedstawienia zarzutów Michałowi J. - informuje prokurator Adam Zarzycki, który nadzoruje to dochodzenie. I wylicza: - W grę wchodzą naruszenie miru domowego, kradzież pieniędzy oraz zniszczenie dokumentów, którymi Michał J. nie miał prawa rozporządzać (chodzi o wspomnianą umowę najmu mieszkania - przyp. mj). Grożą za to grzywna i rok więzienia w zawieszeniu.

 

 

Mariusz Jakubek

 

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (1)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

teakt ~teakt (Gość)26.02.2013 16:15

no to mamy wyrok bo przeprosiny opublikowane:)

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat