Szkoła dla matoła?

Tydzień Trybunalski Wtorek, 20 maja 20080
Odebranie praw szkoły publicznej grozi piotrkowskiej placówce Rawita.
Wszystko przez nieprawidłowości, jakich dopatrzyła się Okręgowa Komisja Egzaminacyjna z Łodzi w pracach humanistycznych egzaminu gimnazjalnego. Dziewięcioosobowa grupa uczniów napisała niemalże identyczne prace.
Rodzice, dyrekcja i nauczyciele są zbulwersowani całą sytuacją. Okazuję się jednak, że tych nierzetelności w prowadzeniu placówki jest znacznie więcej.
Szkoła dla matoła?

Przedstawiciele Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej podczas sprawdzania prac części humanistycznej tegorocznego egzaminu gimnazjalnego, dopatrzyli się dużego podobieństwa między nimi. Pada podejrzenie, że uczniowie tej szkoły nie pisali prac samodzielnie.
- Prace tej szkoły były sprawdzane w Łodzi i oczywiście, tak jak w każdym takim przypadku, kiedy pojawiają się teksty identyczne, natychmiast egzaminator, który je sprawdza, zgłasza to swojemu koordynatorowi. Tak tym razem się stało. W niedzielę rano otrzymałam informacje, że są cztery identyczne prace. Potem okazało się, że jest ich więcej. Wszystkie pochodziły z piotrkowskiej szkoły Rawita. Wszystkie prace części humanistycznej tej placówki są takie same. W związku z tym mamy prawo podejrzewać, że zaistniała tutaj jakaś nierzetelność. Prace są badane w dalszym ciągu. Jeśli potwierdzą się nasze przypuszczenia, to zgłaszamy ten fakt do Centralnej Komisji Egzaminacyjnej i będziemy unieważniać egzamin - mówi Janina Skibicka, p.o. dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi.

Dyrektor szkoły, nauczyciele, rodzice i sami uczniowie nie rozumieją stawianych zarzutów. Zgodnie zapewniają, że prace pisane były pod nadzorem nauczycieli i dyrekcji i nie ma podstaw do podobnych podejrzeń.
- Uczniowie pisali samodzielnie, nie było możliwości przepisywania prac i my nauczyciele i uczniowie nie rozumiemy stawianych zarzutów- mówi dyrektor Szkół Rawita w Piotrkowie Agnieszka Krużyńska.
Sami uczniowie oraz ich rodzice wystosowali pismo do dyrekcji z prośbą o wyjaśnienie całej sytuacji.
- W liście jest prośba o wyjaśnienie zaistniałego zdarzenia, rodzice są zbulwersowani, że padają zarzuty oskarżające ich dzieci o niesamodzielność- dodaje dyrektor.
Rodzice wierzą w niewinność dyrekcji i swoich dzieci. Uparcie twierdzą, że cała sytuacja jest tylko medialnym wymysłem.
- Uważam, że to jest krzywdzenie naszych dzieci. Nie widziałam tych prac, więc nie wiem, czy są identyczne. To wszystko wiemy z radia, gazet. Uczniowie są tym zbulwersowani bardzo. Wiem, że grozi im powtórka z egzaminu i to nie jest miłe. Nie chcę już na ten temat rozmawiać - mówi jedna z matek.
Sami uczniowie twierdzą, że podczas egzaminu nie było takiej możliwości, by ściągać. Jedni mówią, że pilnowali ich również przedstawiciele kuratorium, inni, że w komisji takich nie było.
- Nie można było ściągać, cały czas kuratorium siedziało - mówi uczennica.
Inna zaprzecza: Nie, nie było kuratorium. Nauczyciele, co siedzieli, to cały czas nas pilnowali. Nie było możliwości nawet odwrócić głowę w drugą stronę.
Kolejna uczennica dodaje: -Wszyscy myślą, że skoro to jest szkoła prywatna, to że jest tak i tak. A to nieprawda. Chodzą i gadają jakieś ploty. To wszystko przez takich ludzi. To jest dla mnie nienormalne.
- Ja na przykład nie napisałam trzech otwartych pytań, koleżanka też nie napisała kilku. Wiadomo, że każdy może mieć podobne, bo ci sami nauczyciele nas uczą i napisaliśmy to, co zapamiętaliśmy na lekcji. Poza tym każda osoba siedziała w osobnej ławce. Pilnowała nas pani dyrektor i trzech innych nauczycieli było jeszcze w komisji. Patrzyli na nas z ławki na środku albo chodzili obok nas - tłumaczy uczennica.

Okazuje się jednak, że nieprawidłowości związane z pracami uczniów gimnazjum w szkole Rawita nie są jedynymi, jakich dopatrzono się w funkcjonowaniu piotrkowskiej placówki. - Mamy duże kłopoty związane z tą szkołą. Rawita zgłosiła nam z opóźnieniem dane dotyczące zdających egzamin gimnazjalny. Termin był do 31 października 2007 roku. My - po wielu monitach - dostaliśmy plik w listopadzie. Ten plik był przysłany na egzamin zimowy. Semestr letni w ogóle nie był zgłoszony. Dopiero po wielokrotnych ponagleniach otrzymaliśmy plik. Nie mamy aktualnego telefonu do tej szkoły. Ten, który podany został w dokumentach, w ogóle nie funkcjonuje. Nie jesteśmy w stanie skontaktować się z panią dyrektor tej szkoły. Listy weryfikacyjne, protokoły egzaminacyjne pani ta ściągnęła 22 kwietnia o godzinie 15:20. To oznacza, że zaopatruje się w protokoły i listy dopiero po egzaminie. Przecież listy są po to, by zweryfikować osoby zdające, te które ma zapisane w dzienniku, z listami, które my posiadamy w bazie. Nie rozumiem, jak to możliwe, że dyrektor szkoły wchodzi na egzamin bez danych o uczniach i bez protokołów, które ma po egzaminie obowiązek wypełnić - mówi Janina Skibicka. Wspomina również o innych poważnych uchybieniach w funkcjonowaniu placówki. Jednym z nich jest niezgłoszenie do Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Łodzi egzaminu maturalnego.

Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, Rawita od dawna miała problemy z prawidłowym funkcjonowaniem. Wielu nauczycieli zrezygnowało z nauczania w tej szkole ze względu na miesiącami niewypłacaną pensję.
- Bywały takie sytuacje, że dyrektorka dysponowała sumą np. 2 tys. zł i musiała te pieniądze podzielić między jedenastu nauczycieli. Wielu z nich do tej pory sądzi się z nią, chcąc odzyskać pieniądze - mówi małżonek jednej z byłych pracownic Rawity.
Głównie ze względu na finanse nauczyciele rezygnowali z pracy w tej placówce.
- Jako pracownik świetlicy często miałam kontakt z dziećmi z tamtej szkoły. Kiedy inne dzieci odrabiały lekcje, uczniowie Rawity nic nie mieli zadane, bo nie mieli lekcji. Pod koniec października uczniowie nie posiadali ustalonego planu, a z obowiązujących przedmiotów uczyli się tylko języka polskiego i matematyki. Nauczyciele nie mieli umów o pracę. Kiedy dyrekcja przestawała im płacić, odchodzili z dnia na dzień - mówi pracownik jednej z piotrkowskich świetlic.
- Tam działy się różne rzeczy. Wiem, że uczennice chodziły zapalić papierosa do gabinetu dyrektorki, malowały tam paznokcie, wychodziły z lekcji, kiedy tylko miały na to ochotę. W szkole znajduje się kuchnia, do której uczniowie wychodzą podczas lekcji jak są głodni i przygotowują sobie zupki chińskie - mówi mąż byłej pracownicy. Zastanawiam się tylko, dlaczego po wizytach z kuratorium wszystko okazywało się być w porządku. Może dlatego, że ojciec obecnej pani dyrektor był niegdyś pracownikiem kuratorium? - dodaje. - Ta szkoła i ta sytuacja to jedna wielka farsa. Będę wnioskowała o odebranie praw publicznych tej szkole - dodaje Janina Skibicka.
Jeśli taka decyzja zostanie podjęta, placówka mimo wszystko będzie funkcjonować i mieć prawo do nauczania, jednak
zostanie pozbawiona możliwości przeprowadzania egzaminów.

Ewa Tarnowska
Michał Ostafijczuk

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Komentowanie zostało wyłączone.
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat