Rozprza: Urodziłem się z gołębiem w sercu

Tydzień Trybunalski Środa, 16 grudnia 20090
160 gołębi w hodowli, setki pokonanych kilometrów, kilka godzin dziennie przy gołębniku, dziesiątki pucharów i nagród. Pan Jan Życiński z Rozprzy jest jednym z pasjonatów zrzeszonych w Polskim Związku Hodowców Gołębi Pocztowych. O swojej miłości do gołębi, która trwa już 30 lat, opowiedział „Tygodniowi Trybunalskiemu”.

Gołębie - fascynacja z dzieciństwa

 

Te ptaki interesowały go, odkąd pamięta. Kiedy skończył studia, postanowił amatorskie hobby przekształcić w profesjonalną hodowlę. Od tego momentu minęło już trzydzieści lat.

 

- Gołębie fascynowały mnie od dziecka. Pamiętam, że jako mały chłopiec przypatrywałem się pasji sąsiada, który zupełnie amatorsko hodował gołębie. W wieku 14 lat razem z dziadkiem zrobiliśmy pierwszą klatkę dla ptaków. Natomiast kiedy skończyłem studia, postanowiłem zająć się tym profesjonalnie. Kiedy wracałem do domu z uczelni, miałem już w głowie pomysł, że będę hodował gołębie i będę je lotował. W tym roku od czasu, kiedy Polski Związek Hodowców Gołębi Pocztowych wydał mi legitymację członkowską, mija już trzydzieści lat. Mówi się, że Belgowie i Holendrzy to ludzie, którzy rodzą się z ptactwem w sercach. Kochają gołębie i inne ptaki ozdobne. O sobie mogę powiedzieć, że tak jak 40 tys. innych Polaków, którzy należą do PZHGP, urodziłem się z gołębiem w sercu - mówi Jan Życiński.

 

Olimpiady, puchary i nagrody

 

Ma ich na swoim koncie wiele. Dzięki gołębiom i z nimi zwiedził kawał świata.
- Bywałem m.in. w Anglii i Francji na olimpiadach. Z Niemiec przywoziłem ptaki do swojej hodowli. Teraz mogę powiedzieć, że mam tam przyjaciół, z którymi wymieniamy się gołębiami. W tej chwili posiadam 160 gołębi. W tym 30 w rozpłodzie, 100 przygotowywanych do lotu i 30 „młódków". Mimo że bywałem na olimpiadach, to jeszcze nie udało mi się doprowadzić tam ani jednego ptaka z mojej hodowli. Mam nadzieję, że kiedyś mi się to uda, chociaż takie zadanie nie należy do łatwych. Aby gołąb się tam znalazł, musi wygrać wystawę w Polsce i dostać się do reprezentacji. Zawsze mam przygotowanych do wystawienia około 3 gołębi. W olimpiadzie są dwie główne kategorie: standardowa i sportowa. W tej pierwszej liczą się gołębie, które mają umiarkowane wyniki w lotach, ale są piękne. To taki konkurs miss. W klasie sportu jest jeszcze podział na kilka kategorii: krótkodystansowa, średnio, daleko, są też maratończycy i kategoria D, czyli najlepsze wyniki tych wszystkich lotów. Są też kategorie ze względu na wiek gołębi. Są stare, roczne, młode w roku urodzenia. Właśnie za tydzień wybieramy reprezentację do konkursów składającą się z 34 gołębi, które wyłonione zostaną z 650 hodowli z okręgu Piotrkowa, Opoczna, Radomska, Tomaszowa Mazowieckiego i Bełchatowa - opowiada Jan Życiński.

 

Najpiękniejsze są powroty

 

Pan Jan, zapytany, co najbardziej fascynuje w jego hobby, bez namysłu odpowiada:
- Piękne są gołębie na niebie, ale najpiękniejszy jest moment, kiedy gołąb wraca do swojego gołębnika i właściciela. Tak, najpiękniejsze są powroty - mówi pan Jan. Mimo że gołębiami zajmuje się bardzo długo i posiada na ten temat ogromną wiedzę, tak jak pozostali hodowcy nie wie, w jaki sposób gołąb nawiguje.

 

- Powstały już na świecie urządzenia, które mają za zadanie rejestrować trasy lotów gołębi. Niemcy jako pierwsi śledzili tę trasę helikopterem, chcąc sprawdzić, jak lecą i czym się kierują. Położenie słońca ma duże znaczenie. Prawdopodobnie gołębie, tak jak ptaki wędrowne, dzięki niemu potrafią określić położenie i wrócić do domu - mówi hobbysta z Rozprzy.

 

Większa prędkość i lepsza orientacja

 

Pan Jan swojemu hobby poświęca wiele czasu. Twierdzi, że jego obowiązkiem jako hodowcy jest baczna obserwacja gołębi i przede wszystkim osiąganie coraz lepszych rezultatów. Dąży do tego, by ptaki z jego hodowli były coraz szybsze i miały coraz lepszą orientację.

 

- Takie rezultaty to lata pracy hodowlanej. Kupując gołębia, np. na Zachodzie, ma się świadomość, że kupuje się dwa pokolenia ciężkiej pracy hodowców. Kiedy pojechałem do Belgii, trafiłem do licznej rodziny, która zajmowała się hodowlą. Trzech braci nie miało żon. Kiedy spytałem ich, dlaczego są sami, odpowiedzieli, że z powodu gołębi. Po prostu nie mieli czasu na założenie własnych rodzin - mówi pan Jan.

 

Żeby osiągnąć tak dobre wyniki pan Jan musi poświęcić na to wiele czasu i inwencji.
- Zimą gołębie siedzą w klatkach. Wtedy pracy jest mniej. Rano wystarczy mi pół godziny, by je nakarmić, a po pracy ponad godzina, by napoić. W sezonie, który zaczyna się już od kwietnia, jest inaczej. Wtedy wstaję o 5 rano i około dwóch godzin dziennie poświęcam, by je rozlatać. Potem około dwóch godzin po południu. Trening zaczyna się od krótkich dystansów niedaleko domu. Później stopniowo wywożę je 10, 15, 20, 30 km od miejsca zamieszkania. Zawsze wracają, bo gołębie pocztowe mają to w genach - mówi pan Jan.

 

Do osiągania dobrych wyników niezbędna jest wiedza i inwencja.
- Ostatnio dla polepszenia wyników w lataniu gołębi zastosowałem metodę totalnego wdowieństwa. Samiczki i samce umieszczane są w osobnych klatkach. Takie ptaki są mocniejsze, m.in. dlatego, że nie są obciążone wychowywaniem potomstwa - dodaje Jan Życiński.

 

 

Ewa Tarnowska

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat