Ofiara czy sprawca?

Tydzień Trybunalski Poniedziałek, 01 marca 20100
Od wypadku minęło już 7 lat. Do dziś jednak Krzysztof Pecyna ponosi (i wygląda na to, że będzie ponosił) konsekwencje wydarzeń z 2003 roku. Piotrkowianin, którego uznano za winnego, musi zapłacić ponad 60.000 złotych jednej z firm ubezpieczeniowych.
Ofiara czy sprawca?

 

Sąd uznał bowiem, że to on ponosi współodpowiedzialność za wypadek. Pan Krzysztof twierdzi tymczasem, że jest ofiarą, a nie sprawcą.

Był czerwiec 2003 roku. W jednym z domów na peryferiach Piotrkowa dwóch nastolatków szykowało do drogi popularnego rometa. Pojazd przez jakiś czas stał nieużywany, nie był więc zarejestrowany. Nie opłacało się ponosić kosztów ubezpieczenia. Zimą, aby czymś się zająć, Krzysiek i Jarek przygotowali go jednak do jazdy. I wieczorem pewnego czerwcowego dnia wybrali się na przejażdżkę. Starszy, 17-letni Jarosław, miał co prawda kartę motorowerową, ale zapomniał jej wziąć.

 

Młodszy o dwa lata i niższy o parę centymetrów Krzysztof uprawnień do jazdy nie miał. Nie przeszkodziło mu to jednak prowadzić rometa. Wybrali trasę i ruszyli. Z opowieści Krzysztofa wynika, że co jakiś czas zamieniali się miejscami. - Gdy dojechaliśmy do Milejowca, to Jarek siedział z przodu - opowiada młodszy z kolegów. Prosta, asfaltowa droga okazała się dla nich nieszczęśliwa. 17-latek zginął, a jego kompan w ciężkim stanie trafił do szpitala. Chłopcy nieco pomylili drogę i chcieli zawrócić. Mieli jednak pecha, bowiem uderzył w nich jadący z nadmierną prędkością polonez. Krzysztof relacjonuje po latach: - Nadjeżdżaliśmy od strony Bujen, chcieliśmy jechać w stronę Witowa, niestety przejechaliśmy drogę, w którą mieliśmy skręcić. Rozpoczęliśmy zawracanie, nagle zobaczyłem jadący samochód. Krzyknąłem: Jarek zjeżdżaj, ale... już było za późno... Siedziałem z tyłu, dlatego wyrzuciło mnie trochę dalej. On siedział z przodu, przytrzymał się kierownicy i dlatego leżał bliżej. Poleciał na samochód, o który zaczepił mu się kask. Spadł na drogę uderzając głową o krawężnik. Ja miałem szczęście, mnie kask tylko pękł. Niestety były bez homologacji. Pamiętam, gdy się przebudziłem tuż po samym uderzeniu.

 

Uniosłem głowę i zobaczyłem, że on tu leży. - Byłam przy studni, usłyszałam huk i zobaczyłam iskry - wspomina Krystyna Majchrzak. To koło jej domu doszło do wypadku. - Tamten tylko jęczał, włożyli mu w usta łyżeczkę, żeby go ratować. Chciałam jakoś pomóc. Przyjechało pogotowie i ich zabrało - dodaje. Niestety Jarosław zmarł w szpitalu, a Krzysztofa czekały dwie operacje.

 

Polonez

 

W nastolatków uderzył rozpędzony polonez. Po tej drodze można było jechać z prędkością 60 km/h. Biegli stwierdzili, że produkt FSO osiągnął na tym odcinku 90 km/h. Z ustaleń policji, prokuratury i sądu wynika, że samochód prowadziła Iwona M. Sąd Rejonowy w Piotrkowie skazał ją więc 27 maja 2004 roku na rok i 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, uznając za winną popełnienia przestępstwa. - Iwona M. przyczyniła się do powstania tego wypadku o tyle, że prędkość samochodu, który prowadziła, była nadmierna i gdyby była dostosowana do obowiązujących przepisów, to wówczas można by było tego wypadku uniknąć - wyjaśnia Iwona Szybka, rzecznik Sądu Okręgowego w Piotrkowie.

 

Tymczasem rodzina Krzysztofa Pecyny, a także on sam, twierdzą, że za kierownicą poloneza siedział chłopak Iwony i to on spowodował wypadek. Poza tym jechał - ich zdaniem - o wiele szybciej, niż to ustalili biegli. Poza tym tuż po zdarzeniu on i jego dziewczyna zamienili się miejscami. - Dlaczego nie wzięto odcisków palców z motocykla, kto prowadził. Dlaczego nie można było ustalić, kto prowadził samochód. Przecież jakieś odciski można było wziąć z kierownicy. Gdyby to była dziewczyna, to na zagłówku byłby włos. Ona miała okulary, które się potłukły, jeśli była pasażerką to szkła leżałyby po drugiej stronie - denerwuje się brat Krzysztofa, Sylwester. - Jakkolwiek pojawił się wątek, że samochód mógł prowadzić chłopak Iwony M., to Sąd Rejonowy przeprowadził na tę okoliczność postępowanie dowodowe i ustalił z całą pewnością, że kierującą była Iwona M. - odpiera Iwona Szybka.

 

 

Rodzina Pecynów jednak, na dowód swoich słów, przedstawia nagranie z osobami, które z okna obserwowały sytuację na drodze w Milejowcu. Nagrany na dyktafonie głos słychać dość wyraźnie: - Tak miało być, jemu to nie było pisane. Przecież ja widziałam, on jechał i momentalnie przy wypadku się przesiedli i koniec, a przecież on jechał. Ten samochód powiem tak zapier.... ile weszło, jakby jechali trochę wolniej, to może tego chłopaka to by nie spotkało.

 

 

- Prywatne dochodzenie, prywatne śledztwo sobie zrobiłem. Skojarzyłem po prostu fakty. Wszystko samo składa się do kupy - dodaje Krzysztof. - Na pewno jest to materiał o charakterze intencjonalnym, uzyskany przez konkretną osobę zainteresowaną konkretnymi wypowiedziami - deprecjonuje nieco nagranie rzecznik Prokuratury Okręgowej w Piotrkowie Witold Błaszczyk. Rodzina, która została nagrana, nie chciała później rozmawiać z dziennikarzami. - Nie wiem, nie będę nikogo sądzić. Ludzie mówią, że się pozamieniali w tym polonezie, ale ja nie widziałam - mówi tymczasem krótko Krystyna Majchrzak. Dotarliśmy do chłopaka Iwony M., ale ten odmówił jednak jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie.

 

Kto prowadził motorower?

 

- Czy (poloneza - przy. aut.) prowadziła osoba x czy osoba y, jeśli zawinienie w zakresie spowodowania wypadku drogowego ponosiłby wyłącznie kierujący motocyklem, czyli ten nasz skazany, to oczywiście taka okoliczność nie miałaby i tak znaczenia dla odpowiedzialności karnej pana Krzysztofa P. To absolutnie nie zmieniłoby ustaleń dowodowych w zakresie sprawcy naruszenia przepisów bezpieczeństwa drogowego skutkujących śmiercią człowieka. Ten wątek nie miałby wpływu na ocenę prawną zachowania Krzysztofa P. - wyjaśnia W. Błaszczyk. Znaczenie jednak - zdaniem rzecznika prokuratury - miałby fakt, kto prowadził motorower. Tu rozbieżności są duże. Najpierw bowiem policjanci, którzy badali sprawę wypadku stwierdzili, że usłyszeli od rannego Krzysztofa, iż to on prowadził motorower. Dziś Pecyna stanowczo temu zaprzecza. Prokuratura Rejonowa, kierując akt oskarżenia do sądu, jako prowadzącego motorower podała... 17-letniego Jarosława.

 

- Sąd zmienił te ustalenia i stwierdził, że kierującym był Krzysztof P. Do takich ustaleń doszedł na podstawie analizy materiału dowodowego w postaci notatek policyjnych i zeznań policjantów, którzy te notatki sporządzali. Wyjaśnili, że od samego Krzysztofa dowiedzieli się, że to on był kierującym motorowerem. Sąd takie ustalenia poczynił także na podstawie zeznań dwóch zupełnie bezstronnych świadków - mieszkańców tej wsi. Zeznali, że widzieli dwóch chłopców jadących na motorowerze. Motorowerem kierował chłopiec niższy, natomiast jako pasażer siedział chłopiec wyższy. A bezspornym było, że w chwili wypadku tym chłopcem niższym był Krzysztof P, który jednak nie został skazany. Postępowanie toczyło się tylko wobec Iwony M., P. był bowiem nieletni - wyjaśnia Iwona Szybka. Choć prokuratura jako kierującego wskazała Jarosława, to po latach już popiera raczej stanowisko sądu, jednak tylko teoretycznie. - Jeśli biegły w toku postępowania karnego ustalił w sposób niepodważalny, że obrażenia oskarżonego w tamtej sprawie Krzysztofa P. były charakterystyczne dla kierującego motocyklem, natomiast obrażenia denata były charakterystyczne dla pasażera motocykla, a rozmieszczenie ciała ofiary, przemieszczenie się Krzysztofa P. po tym zdarzeniu wskazuje na to, że to on był kierującym pojazdem, to ja nie wyobrażam sobie, w jaki sposób można by było podważyć ten wyrok - mówi rzecznik prokuratury. - Ale są to tylko moje rozważania teoretyczne - dodaje.

 

Sprawa cywilna

 

Rodzina Jarosława otrzymała od firmy ubezpieczeniowej odszkodowanie. HDI Samopomoc poczekała dwa lata, aż Krzysztof Pecyna skończy 18 lat i skierowała sprawę do sądu cywilnego. - Zarówno przed sądem karnym, jak i przed sądem cywilnym biegli wyraźnie wskazali, że bezpośrednim sprawcą wypadku był Krzysztof, bo to jego wadliwe zachowanie polegające na tym, że nie sygnalizował skrętu w lewo, nie upewnił się, czy taki manewr jest możliwy w danej sytuacji, nie zbliżył się do osi jezdni, było bezpośrednią przyczyną wypadku - tłumaczy rzecznik sądu.

 

- Sąd zasądził kwotę 33.880 złotych wraz z odsetkami na rzecz HDI Samopomoc i kosztami postępowania obciążył Krzysztofa, przyjmując za opinią biegłego, że to on w 70 procentach przyczynił się do powstania szkody, a Iwona w 30%. Krzysztof wniósł apelację, która została odrzucona z powodu braków formalnych. Należy jednak podkreślić, że w apelacji Krzysztof nie kwestionował faktu, że to on prowadził motorower. Stwierdził natomiast, że jeśli Iwona została uznana za winną, to dlaczego jego obarcza się teraz obowiązkiem zwrotu odpowiedniej kwoty na rzecz HDI - dodaje Iwona Szybka.

 

Epilog?

 

Dziś Krzysztof Pecyna ma do zapłacenia ponad 61.000 złotych. Spłacił na razie tylko 1.500 złotych. - Chcę, żeby mi umorzyli te pieniądze, chcę dalej żyć jak człowiek. Pracować, założyć rodzinę. Ja tego do końca życia nie spłacę, chyba że z rodziną sprzedamy dom i pójdę mieszkać pod mostem - denerwuje się, przeglądając kolejne kwity od komornika.

 

Zanim zaczął spłacać, miał jeszcze nadzieję na wznowienie sprawy. Skierował bowiem do Prokuratury Rejonowej w Piotrkowie doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policję, która jego zdaniem na miejscu wypadku nie dołożyła należytej staranności. - Gdyby się okazało, że nie on kierował motocyklem, a był wyłącznie pasażerem tego motocykla, natomiast kierującym był denat, a więc osoba niemogąca być źródłem dowodowym w tym postępowaniu, to gdyby takie okoliczności zostały pozytywnie zweryfikowane, to oczywiście miałoby to podstawowe znaczenie dla odpowiedzialności karnej, a właściwie dla podważenia wyroku skazującego - tłumaczył po złożeniu wniosku rzecznik Witold Błaszczyk. Sprawę rozpatrywała Prokuratura Rejonowa w Tomaszowie, która przesłuchała wielu świadków, w tym „aktorów" z nagrania dokonanego przez Krzysztofa P. I sprawa została umorzona.

 

Tymczasem rzecznik Sądu zwraca uwagę na fakt, że w toku postępowania karnego ojciec Krzysztofa, występujący jako oskarżyciel posiłkowy, miał możliwość zaskarżenia również tego wyroku i tych ustaleń, które były odmienne od ustaleń dokonanych przez prokuraturę. Tego jednak nie uczynił. Co więcej, w chwili, gdy oskarżona wniosła apelację, to ojciec Krzysztofa żądał jej oddalenia. Nigdy nie kwestionował, że Krzysztof prowadził motorower, a Iwona M. samochód.

 

Tymczasem 22-letni dziś piotrkowianin ma nadzieję na umorzenie odsetek przez firmę ubezpieczeniową i także na to, że „sprawa się wyjaśni, a sprawiedliwości stanie się zadość".

 


Posłuchaj reportażu

Artur Wolski

 

 

 

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Szanowni czytelnicy, na czas trwania ciszy wyborczej wyłączyliśmy możliwość publikacji komentarzy, możliwość ta powróci po jej zakończeniu. I pamiętaj - 21 kwietnia widzimy się na wyborach! – Redakcja ePiotrkow.pl

Komentowanie zostało wyłączone.
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat