Nowe życie Strzałki

Tydzień Trybunalski Wtorek, 10 czerwca 20080
Dwudziestoletnia klacz Strzałka nie miała łatwego życia. Ciężka praca, brak swojego stada. Jeden telefon do piotrkowskiego schroniska odmienił jej los.Któregoś dnia w piotrkowskim schronisku dla zwierząt zadzwonił telefon. Maria Mrozińska, pracownik placówki, usłyszała w słuchawce historię pewnego konia. Dzwoniła kobieta z powiatu radomszczańskiego, mówiąc, że jej mąż chce sprzedać na rzeź klacz, która od lat jest w ich gospodarstwie, ale nie jest im już potrzebna. Pytała, czy Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami i schronisko mogłoby uratować zwierzę. - Ten telefon obudził w nas na nowo przykre odczucia co do losu zwierząt sprzedawanych na rzeź – mówi Grażyna Fałek z piotrkowskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. - One są transportowane w strasznych warunkach. Nasze towarzystwo sprawdziło naocznie, jak to wygląda, i przyznam, że już więcej tego robić nie będziemy, bo to przekroczyło naszą wytrzymałość psychiczną. Cieszę się przynajmniej z tego, że w tej kobiecie obudziły się jakieś uczucia i sentyment do zwierzęcia – relacjonuje Grażyna Fałek.
Foto A.WarychFoto A.Warych
Pracownicy schroniska zaczęli zastanawiać się, co zrobić w takiej sytuacji. Jak pokazał bieg wydarzeń, telefon wykonany do schroniska był prawdopodobnie najważniejszym wydarzeniem w życiu konia.

Za własne oszczędności

Poszukiwania rozwiązania przyniosły dość zaskakujący efekt. Ponieważ nie znaleziono innego sposobu na uratowanie konia, pracownicy piotrkowskiego schroniska postanowili odkupić zwierzę za własne, prywatne pieniądze. – Konto naszego towarzystwa nie pęka w szwach. Nie znaleźli się także żadni prywatni miłośnicy koni, którzy mogliby kupić zwierzę - relacjonuje Grażyna Fałek. - Wraz z Marią Mrozińską, która bardzo się w sprawę zaangażowała, przeznaczyłyśmy swoje oszczędności na to, żeby kupić klacz (kosztem 1200 zł – przyp. red.). Nazwałyśmy ją „Strzałka” – dodaje.

Nowy dom dla Strzałki

Decyzja o kupnie konia nie rozwiązywała wszystkich problemów. Okazało się, że znalezienie nowego domu dla Strzałki wcale nie jest prostą sprawą. Żadne ze schronisk, z jakimi kontaktowała się Grażyna Fałek, nie zgodziło się przyjąć zwierzęcia. Ostatnią deską ratunku stała się Osada Leśna w Kole, którą opiekuje się leśnik, Paweł Kowalski. – W piotrkowskim schronisku, jak wiadomo, nie ma warunków dla konia – mówi Grażyna Fałek. - W naszych gospodarstwach domowych także nie było to możliwe. Pan Paweł na szczęście zgodził się przyjąć naszą Strzałkę, choć w jego leśniczówce znajduje się już bardzo wiele zwierząt, którymi musi się opiekować. To nie tylko leśnik, ale też wielki miłośnik przyrody i zwierząt. Należą się mu wielkie podziękowania – dodaje.
Klacz, która przywieziona została do leśniczówki, nie była w najlepszym stanie psychofizycznym. Była zaniedbana i wystraszona. - Klacz prawdopodobnie przez lata żyła bez stada i wybiegu – mówi Paweł Kowalski. - Takie zwierzęta popadają w depresję. Strzałka w tej chwili boi się, że zostanie stąd zabrana. Na początku nie miała zbyt dobrego kontaktu z innymi końmi, ale po trzech dniach zaczęła dołączać do stada. Na razie nie widać u niej poważniejszych schorzeń i miejmy nadzieję, że się one nie pojawią. Wciąż jednak nie ufa nikomu, boi się, a na znak tego często kładzie po sobie uszy – opowiada Paweł Kowalski.
Strzałce teraz niczego nie brakuje. Pasąc się z innymi końmi w leśniczówce, niepewnie obserwuje swoje otoczenie i do końca nie wierzy, że otrzymała nowe życie. Wystawia łakomie grzbiet do słońca, uzupełniając niedobory witaminy D. Jedyne, czego jej jeszcze potrzeba, to karma na zimę. Piotrkowski Odział TOZ–u apeluje do miłośników koni, a także wszystkich, którzy mogliby pomóc w utrzymaniu Strzałki. Przydałoby się siano, zboże. Takie produkty można bezpośrednio dostarczyć do Osady Leśnej w Kole. Można też skontaktować się z piotrkowskim Oddziałem Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami lub piotrkowskim schroniskiem przy ul. Glinianej.
***
Historia Strzałki to dla pracowników piotrkowskiego schroniska wydarzenie bez precedensu, jednak główni zaangażowani unikają wydumanych komentarzy. - Uważam, że nie zrobiłyśmy nic wielkiego, a tylko to, co nam podpowiadało sumienie – mówi Grażyna Fałek. - Wiem, że nie uratujemy wszystkich koni, ale jeśli przynajmniej mogłyśmy pomóc temu jednemu, cieszymy się z tego. Wiem, że niektórzy ludzie mogą różnie postrzegać nas i nasze postępowanie. Ale my widocznie takie jesteśmy.

Anna Warych

POLECAMY


Zainteresował temat?

1

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat