Jestem Dorosłym Dzieckiem Alkoholika

Tydzień Trybunalski Wtorek, 29 marca 20112
Tata przychodził do domu pijany i zaczynało się piekło. Awantury, szarpaniny, krzyki, rzucanie przedmiotami. Przestraszona siedziała pod stołem, trzymając rodzeństwo za ręce. Nie miała urodzin, nie wpuszczała znajomych do domu.
fot. archiwum fot. archiwum

Wracając ze szkoły, drżała, że spotka pijanego ojca. Tak było kiedyś. Dziś Natalia jest silna, operatywna, niezależna, ma szczęśliwą rodzinę. Twierdzi, że tamte wydarzenia ją ukształtowały. Agnieszka w wieku siedmiu lat myślała o samobójstwie. Do dziś nie uporała się z traumą z dzieciństwa. Ma problemy w kontaktach międzyludzkich. Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA). Na czym polega ich trauma, często wiedzą tylko oni sami.

Natalia jest dorosłą kobietą, zdecydowaną, silną, operatywną. Jest szczęśliwą żoną i mamą. Wie, że należy do DDA i nie jest to dziś dla niej tematem tabu. Potrafi opowiedzieć o tym, co działo się kiedyś. Nie czuje traumy. Świetnie poradziła sobie z kłopotami z lat dziecinnych. Nie ma problemu w kontaktach międzyludzkich, jest otwarta, nie tłumi emocji. Ma zdrowy stosunek do alkoholu i doskonale zanalizowała, co działo się w jej życiu kiedyś. - Wbrew pozorom i retrospektywnie patrząc w przeszłość, dziś mam poczucie szczęśliwego dzieciństwa, pomimo tego, co działo się w moim domu. Pomimo alkoholizmu mojego ojca - zaczyna swoją wypowiedź Natalia.

- Mój ojciec to spokojny alkoholik. Nigdy nie podniósł ręki ani na mnie, moją mamę, ani żadne z mojego rodzeństwa. Wracał do domu, przepraszał za swój stan, kładł się spać i chciał, żebyśmy wszyscy dali mu święty spokój. Wtedy zaczynało się prawdziwe piekło. Inicjowała je mama. Mama - charyzmatyczna kobieta - w takich sytuacjach przestawała panować nad emocjami. Dochodziło do rękoczynów. Mama potrafiła ojca szarpnąć, uderzyć, rzucać w niego przedmiotami. Ojciec pokornie to znosił. Ja i moje rodzeństwo przeżywaliśmy te awantury bardzo. Pamiętam, że siedzieliśmy skuleni pod stołem kuchennym i przytulaliśmy się do siebie ze strachu. Jako najstarsza starałam się uspokoić młodsze rodzeństwo. Potem był następny dzień. Ojciec dochodził do siebie. Rozmowom nie było końca, nie było końca obietnicom. Wtedy ojciec wyrażał skruchę i pokorę, spuszczona głowa, przyznawanie się do błędu i przekonywanie, że to był ostatni raz, że to się więcej nie powtórzy. Pamiętam, jak tłumaczył, że to jest silniejsze od niego, że przestaje nad tym panować. Ten proces zamykał się podjęciem decyzji o leczeniu. Jak się szybko okazywało, nieskutecznym - opowiada Natalia.

Dziś Natalia już wie, że alkoholizm ojca to choroba, którą odziedziczył w genach. Dziś wie, że ojciec początkowo nie miał problemów, które musiałby topić w alkoholu. Miał szczęśliwą rodzinę, wykształconą, ambitną żonę, fajne, mądre i kochające dzieci. Miał też mamę, która zafundowała mu dzieciństwo bez ojca, miłości, matczynej czułości i bezpieczeństwa. Okraszone niepewnością, brakiem poczucia bezpieczeństwa i przerzucaniem z kąta w kąt. Pamięta, że ojciec miał też pracę.

- A po pracy miał kolegów, którzy zawsze znaleźli okazję do relaksu. Tata zawsze był bardzo wesołym, komunikatywnym i otwartym na ludzi człowiekiem. Ulegał namowom kolegów. Był pod ich silnym wpływem. Mama robiła wszystko, by mu pomóc. Jest osobą bardzo ambitną, przebojowa i charyzmatyczną. Mąż alkoholik to jej jedyna życiowa porażka, z którą nie mogła sobie poradzić. Jeździła z nim na leczenie, rozmawiała, tłumaczyła, doprowadziła do zmiany pracy, by oderwać go od “tego” towarzystwa. Kiedy pracował z mamą, ona miała kontrolę nad jego pieniędzmi, więc nie miał za co pić. Wydawało się, że sytuacja zmieniła się. Było lepiej. Okazało się to pozorne. Potem było jeszcze gorzej. Do problemu ojca doszedł problem finansowy. Tata, dotąd odpowiedzialny i dbający o sprawy rodzinne mąż (pod warunkiem, że akurat nie pił), zaczął brać kredyty. Początkowo małe, niespłacane sumy urastały do większych rozmiarów. Przychodzili komornicy. Do tego problemy zdrowotne młodszego rodzeństwa. Zaczęły się szpitale, nieobecność mamy i tata w niedyspozycji. To był bardzo trudny czas. Cóż, starałam się być dzielna. Pomagałam mamie, dbałam o rodzeństwo, jak trzeba było, to o dom. Mój tata był operatywnym i samodzielnym mężczyzną. Potrafił gotować, prać i zajmować się nami. Pod warunkiem, że nie pił - opowiada swoją historię Natalia.

Natalia dobrze pamięta ten czas. Doskonale kojarzy szczegóły, emocje. Tego się nie zapomina. Nie zapomina się strachu, jak skończy się dzień. Oczekiwania, czy tata wróci na obiad trzeźwy, czy na rauszu. Nie zapomina się wstydu przed koleżankami z klasy, kiedy spotyka się na ulicy pijanego ojca, niewyprawionych osiemnastych urodzin czy zbierania półprzytomnego taty spod sklepu, nie zapomina się uroczystości rodzinnych, na które znajomi przynosili alkohol, i strachu przed kolejnym ciągiem alkoholowym ojca. - Potem były poważne wypadki ojca, kiedy wpadał pod przejeżdżające samochody lub był ciężko pobity przez opryszków za przysłowiową złotówkę. Dziś jest człowiekiem schorowanym z problemami neurologicznymi. Stał się nerwowy i mniej kontaktowy. Nie pije. Sam do tego doszedł, dojrzał, by nie pić - mówi Natalia.

- Powiedziałam, że mimo tych wydarzeń miałam szczęśliwe dzieciństwo, bo ja szalenie kocham mojego ojca i zawsze go kochałam. Jako dziecko żałowałam go. Było mi go żal. On, mimo swojego problemu, dbał o nas. Przytulał, całował, bawił się z nami. Kiedy był na rauszu, nie przeszkadzało mi to, bo był dla nas zawsze dobry, bez względu na stan. Ja starałam się być wzorową córką, uczennicą. Nikt nie słyszał, kiedy płakałam w poduszkę, bo tata nie pójdzie ze mną na spacer czy nie przyjdzie po mnie do szkoły, bo rodzina nie jest taka, jak rodziny moich koleżanek. Bunt przyszedł w szkole średniej. Problemy dorastającej dziewczyny, samotność i kłopoty taty sprawiły, że zaczęłam mieć wszystkiego dość. Na szczęście udało się mi otrząsnąć, choć nie bez konsekwencji - wspomina Natalia. Dziś Natalia ma szczęśliwą rodzinę. Kochającego, odpowiedzialnego męża, wesołe, szczęśliwe dziecko. Jak dzieciństwo wpłynęło na jej dorosłe życie?

- Jestem DDA. Mam tego świadomość i to miało na mnie wpływ. Na to, jaka jestem dziś, co robię w życiu. Myślę, że dzieciństwo mnie umocniło. Dzięki temu dziś jestem silna, operatywna, empatyczna i dobrze radzę sobie z problemami, które mnie spotkają. A niestety spotkały. Walka z bardzo poważną chorobą bliskiej mi osoby to było ciężkie przeżycie. Poza tym nie mogłam studiować medycyny, chociaż o tym marzyłam. Chciałam pomagać ludziom. Nie było pieniędzy. Chciałam odciążyć mamę, która całe dnie spędzała w szpitalu z rodzeństwem. Ona powiedziała mi od razu: “dziewczyno, zmień plany, bo nie poradzimy sobie”. Na szczęście miałam inną pasję. Dziś pracuję z młodzieżą, często trudną. Doskonale rozumiem ich problemy, myślę, że umiem im pomóc. Może tak miało być? Może to taka dobra strona tego, co mnie spotkało w dzieciństwie? - zastanawia się Natalia.

Natalia poradziła sobie świetnie. Jest DDA, ale bez traumy i problemów wynikających z dzieciństwa. Z Agnieszką jest inaczej. Jak sama twierdzi, nie poradziła sobie z tym problemem. Wie, że jest DDA, ale mimo wieku bardzo trudno było jej przyznać to przed samą sobą. Wcześniej nie chciała rozmawiać na ten temat. Teraz zdecydowała się. - Może z kimś obcym będzie łatwiej, może choć trochę na nowo zrozumiem siebie - mówi przed rozmową.
- Mam trzydzieści lat, kochającego chłopaka, ciekawą pracę, jakieś drobne pasje, plany. I… nie jestem szczęśliwa. Nie jestem i bardzo długo nie wiedziałam dlaczego, chociaż patrząc na to z boku, nie mam powodów. Kiedyś natknęłam się w Internecie na pojęcie Dorosłych Dzieci Alkoholików. Przeczytałam, co nęka tych ludzi w dorosłym życiu (jest taka lista cech), z czym mają problemy i… oniemiałam. Ja mam je prawie wszystkie. Bardzo trudno się z tym żyje, chociaż te cechy na zmianę nasilają się w różnych momentach. Czasem nawet na jakiś czas udaje mi się zapomnieć, że jestem córką alkoholika - mówi Agnieszka.
Agnieszka nie chce opowiadać szczegółowo, co działo się w jej domu. Twierdzi, że to nadal jest dla niej bardzo trudne. O jej problemie nie wiedzą znajomi, przyjaciele chyba się tylko domyślają, a dalsza rodzina ma tego jakiś mętny obraz.

- Rzadko było fajnie. Chociaż kiedy człowiek wychowuje się w rodzinie z takim problemem, cieszą najmniejsze gesty życzliwości ze strony rodziców. Cieszy gra w piłkę z tatą (pamiętam, że jeden raz grałam w swoim życiu), cieszy, gdy mama powie coś do mnie milej niż zwykle. Tata miał problem z alkoholem. Pił od czasu do czasu. Ale jak już pił, to trwało to tygodniami. Normalnie fajny, bardzo wrażliwy facet, który potrafił płakać nad umierającym psem, pod wpływem alkoholu zamieniał się w kogoś, kogo nienawidziłam. Nie był agresywny wobec mnie i sióstr. Był wobec mamy. Ona wyrzucała swoje żale, kiedy ojciec był pijany, i zaczynało się. Wyzwiska, krzyki, groźby, czasem rzucanie talerzami z obiadem o ścianę. To bardzo ogólny obraz tego, co się działo. Nie potrafię opowiedzieć pani szczegółów, bo było ich za dużo. Do dziś wraca do mnie ten czas. Ta ogromna niemoc i strach. Ta samotność, kiedy starsze siostry szły do koleżanki, gdy zbliżała się awantura, a ja, najmłodsza, zostawałam sama z rodzicami, którzy nie wiadomo co za chwilę zrobią. Nie wiedziałam, co mam robić. Czasem modliłam się, czasem płakałam i błagałam, by przestali, czasem chowałam się w pokoju i drżałam. Nie umiałam wyjść. Chciałam wiedzieć, co się dzieje, na swój sposób kontrolować sytuację. Miałam wtedy siedem, osiem lat. To trwało dalej latami. Nie mówiłam o tym nikomu. Ze wstydu. Bałam się zapraszać koleżanki do domu, bo nigdy nie wiedziałam, co się stanie. Byłam wtedy strasznie samotna, strasznie smutna wewnętrznie (na zewnątrz trzeba było grać) i… ten stary smutek siedzi we mnie do dziś. Staram się żyć normalnie, nie rozpamiętywać, nie wspominać, ale nie zawsze się da. Czasem zastanawiam się, jak udało mi się wtedy przetrwać. Ten brak miłości (rodzice byli tak zajęci sobą, własnymi problemami, że nie pamiętam, żeby któreś z nich mnie kiedykolwiek przytuliło, pocałowało). To tak bardzo bolało. Pamiętam, że w wieku 7 - 8 lat myślałam o… samobójstwie, że może tak lepiej by było. Pamiętam taką scenę z dzieciństwa, kiedy byłam na pogrzebie koleżanki z klasy. To było w podstawówce, poszliśmy z wychowawcą i całą klasą Patrzyłam na jej rodziców, którzy płakali, szaleli z rozpaczy. Dobrze pamiętam swoje myśli wtedy: chciałam być na jej miejscu, może rodzice by się mną zainteresowali, może by się już nie kłócili, a tata by nie pił - mówi Agnieszka.

Agnieszka miała odpowiedzieć na kilka innych pytań. Nie chce. Zmienia zdanie. Przeprasza. Ta rozmowa okazuje się dla niej trudniejsza niż myślała. Mówi, że pewnie będzie żałować spotkania z dziennikarzem i tej potwornej, wstydliwej szczerości. Kiedy o tym nie mówi, to zapomina o przeszłości, stara się żyć tym, co teraz.

DDA to problem wielu ludzi. Jedni radzą sobie z nim lepiej, inni gorzej. Jedni potrzebują terapii i pracy ze specjalistą, jeszcze inni z traumatycznych wydarzeń czerpią siłę. Natalia jest przykładem, że można uwolnić się od traumy sprzed lat i jeszcze czerpać z niej pozytywne aspekty. Dla Agnieszki... jest jeszcze szansa.


Ewa Tarnowska


***

DDA to nie choroba

O tym, czym jest syndrom Dorosłych Dzieci Alkoholików i jak sobie pomóc, mówi Elżbieta Kaczmarczyk, kierownik Poradni dla Osób z Problemem Alkoholowym przy ul. Broniewskiego w Piotrkowie, prowadząca grupę DDA.

Osoby identyfikujące się jako DDA zgłaszają się do poradni z różnych powodów, np. skierowane przez psychiatrę, do którego zgłosiły się z powodu zaburzeń lękowych lub depresyjnych, często po lekturze artykułu, na podstawie którego zidentyfikowały się z opisanymi problemami, namówione przez rodziców, którzy odbyli własną terapię z powodu problemów w relacjach zarówno tych bliskich, jak i społecznych. Upraszczając, są to zazwyczaj młodzi ludzie, którzy przychodzą po pomoc, bo czują, że coś w ich życiu jest nie tak. To jednak nie jest choroba – co chcę podkreślić - tylko efekt przystosowania się w czasie dorastania do często bardzo trudnych sytuacji czy relacji z rodzicami, opiekunami, którzy sami nie radzili sobie z życiem i piciem. W dorosłym życiu postępują i widzą swoją rzeczywistość przez okulary, które wtedy założyli. Najczęściej sobie tego nie uświadamiają, a najtrudniej jest im w bliskich związkach.

Dzieciństwo

Problemy tych osób są różne, zależą od tego, jak dysfunkcjonalna była rodzina, w której wzrastały, czego w okresie dzieciństwa i dojrzewania doświadczyły. Czy były uczestnikami, jako świadkowie bądź ofiary, dramatycznych zdarzeń, takich jak: przemoc, zachowania agresywne rodziców wobec siebie, wobec nich samych lub rodzeństwa np. ojciec bił brata, ubliżał matce i siostrze. Czy były ofiarami molestowania, czy “tylko” zaniedbań braku uwagi, wsparcia w trudnych chwilach, których w życiu dziecka jest wiele. Każda zgłaszająca się osoba ma swoją własną historię, która wymaga indywidualnego podejścia, również dlatego, że te osoby mają różne charaktery. Dla jednej osoby problemem będzie przymus kontrolowania otoczenia (osób, sytuacji), dla innej to, że nie umie okazywać swoim dzieciom miłości, dla kolejnej brak zaufania do ludzi lub perfekcjonizm - przymus bycia najlepszym we wszystkim, co robi, stawianie sobie bardzo wysokich wymagań i ciągłe niezadowolenie z siebie, negatywistyczne widzenie rzeczywistości itd. Opisanie wszystkich problemów, z jakimi borykają się te osoby, zajęłoby wiele stron.

Cechy DDA

Generalizując, oto niektóre cechy identyfikowane jako cechy syndromu DDA: problemy z samooceną, zaburzone poczucie własnej wartości (oceniają się nieadekwatnie), zachowania perfekcyjne, zależność od oceny innych, odczuwanie stałego, przewlekłego napięcia emocjonalnego, silny lęk przed oceną, ośmieszeniem się, w rezultacie unikanie bliskich relacji przy jednoczesnym głodzie emocjonalnym (głodzie miłości, akceptacji, uznania), lęk przed nowymi sytuacjami, przed zmianą, brak poczucia bezpieczeństwa, poczucie osamotnienia, odmienności, potrzeba stałego kontrolowania siebie i innych, przejmowanie odpowiedzialności za innych dorosłych, za ich wybory, decyzje przy jednoczesnym braku odpowiedzialności za siebie, nadmierne opiekowanie się innymi dorosłymi i zaniedbywanie bądź ignorowanie własnych potrzeb.

Pomoc terapeutyczna

Pomoc terapeutyczna polega na umożliwieniu pacjentowi zidentyfikowania tych schematów widzenia rzeczywistości, siebie i innych, aby mógł je zmienić na takie, które umożliwią mu lepsze, bardziej satysfakcjonujące funkcjonowanie. Terapia polega również na dostarczeniu wiedzy np. z zakresu poprawnej komunikacji oraz pomoc w posługiwaniu się nowymi umiejętnościami. Terapia DDA jest zazwyczaj długoterminowa i ma charakter zarówno spotkań indywidualnych z pacjentem, jak i grupowych.

POLECAMY


Zainteresował temat?

4

0


Komentarze (2)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

DDA od wielu lat ~DDA od wielu lat (Gość)17.12.2021 08:59

Tata alkoholik? - z opisu bez cienia wątpliwości. Mama "charyzmatyczna"??? Może jeszcze "święta"? - raczej współuzależniona i mająca wielki problem z agresją, kolejna osoba do leczenia...

00


Axter1 ~Axter1 (Gość)07.07.2016 12:14

Pomoc terapeutyczna jest bardzo ważna i najlepiej wybierać tylko profesjonalistów.
Ze swojej przeszłości śmiało mogę polecić p. Ewę Guzowską z ośrodka psychoterapii MY MIND w Warszawie.
Jest to odpowiednia osoba na odpowiednim miejscu i ja, jako dorosle dziecko alhokolika znalazlem tutaj pomoc.
Ta terapeutka potrafi obudzic w czlowieku nieslychana motywacje :)
https://www.znanylekarz.pl/blog/dda-ddd- czas-na- zmiane/

30


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat