180 lat później. Analiza przegranej

Niedziela, 28 listopada 20104
Wszystkie polskie powstania XIX wieku zakończyły się klęskami. Zarówno w 1848 jak i 1863 roku szans na wygraną nie było. Na sukces mogliśmy liczyć w 1830 i 1831 roku. Niestety to Rosjanie byli górą? Dlaczego mimo olbrzymich szans nie uzyskaliśmy wówczas pełnej niepodległości? Na portalu ePiotrkow.pl analiza zdarzeń sprzed lat.
180 lat później. Analiza przegranej

W 1814 i 1815 roku w Wiedniu odbywał się kongres, na którym ustalano porządek w Europie po latach wojen napoleońskich. To w stolicy Austrii główni rozdający na europejskiej szachownicy decydowali kto i ile może zyskać a kto stracić. Rosja, Prusy i Austria zdecydowały – głównie za sprawą liberalnego cara Aleksandra I – o utworzeniu kadłubowego Królestwa Polskiego z ziem zaboru rosyjskiego. Kongres Wiedeński (tak jak porozumienie jałtańskie) ustanawiał europejski porządek. Okazało się, że na krótko, także za sprawą „niepokornych” Polaków.

Co ciekawe nawet bliski nam Napoleon Bonaparte nie zdecydował się na restaurację słowa „Polska” (patrz: Księstwo Warszawskie) tymczasem dokonali tego zaborcy. Polska miała mieć króla (co prawda będzie nim car Rosji), wojsko, walutę, parlament i rząd. Nasz kraj miał wszystkie substytuty państwa (wspólna z Rosją była polityka zagraniczna) podobnie jak ponad 100 lat później PRL. Społeczeństwo w podziękowaniu królowi (carowi) Aleksandrowi I często śpiewało „Boże Coś Polskę” uważając go za prawdziwego zbawcę.

Franciszek Grzymała, później konspirator, powstaniec i emigrant, pisał w 1816 roku:

Witaj królu, w polskiej ziemi,

Ojcze między dziećmi swemi,

Tyś nam wrócił byt i prawa,

Niech Ci będzie wieczna sława.

Wśród dziesiątków innych panegiryków warto wspomnieć „Hymn na rocznicę ogłoszenia Królestwa Polskiego” autorstwa Alojzego Felińskiego. W pierwotnym tekście znalazł się ustęp:

Przed Twe ołtarze zanosim błaganie,

Naszego króla zachowaj nam, Panie.

Polacy wielbili Aleksandra (Polki szczególnie) nie tyle za to co uczynił, ile za obietnice, jakich im nigdy nie szczędził.

Polacy spodziewali się  odzyskania terenów należących do nas przed 1772 roku (Wołyń i Podole). Takie obietnice padały także z ust cara. Okazało się jednak, że rosyjski władca mimo „samodzierżawia” musiał się liczyć ze swoim otoczeniem i doradcami. A ci nie byli zbyt chętni na oddawanie Polakom tak dużego terytorium. „Chcesz, Najjaśniejszy Panie, przywrócić dawne Królestwo Polskie? Lecz czy to (…) jest zgodne z prawem dobra państwowego Rosji? (…)Wzięliśmy Polskę mieczem. (…) Dotychczas naszą zasadą państwową było: ani piędzi ziemi – ani wrogowi, ani przyjacielowi. (…) Wskrzeszenie Polski będzie upadkiem Rosji lub synowie nasi zroszą krwią swą ziemię polską i znowu szturmem wezmą Pragę. (…) Polacy nie będą dla nas nigdy ani braćmi szczerymi, ani wiernymi sprzymierzeńcami” – pisał do cara znakomity rosyjski historyk Nikołaj Karamzin.

 

Po wypadkach w nocy 29 listopada Wielki Książę Konstanty trzy dni obozował spokojnie i bezpiecznie na Wierzbnie, oczekując rozwoju sytuacji w Warszawie. Wreszcie 2 grudnia wezwał Radę Administracyjną, by wydelegowała doń swoich przedstawicieli dla ostatecznego porozumienia. Rząd Królestwa skwapliwie wysłał księcia Adama Czartoryskiego i księcia Ksawerego Lubeckiego, dodając im dla uspokojenia opinii publicznej dwie popularne osobistości: posła Władysława Ostrowskiego i Joachima Lelewela. Ten ostatni – uważany za ultra radykała, miał gwarantować ruchowi powstańczemu „uczciwość” pertraktacji.

Rozmowy tej i wielu innych delegacji nic nie dały. Do Petersburga jeździli też przedstawiciele generała Józefa Chłopickiego, który 5 grudnia ogłosił się dyktatorem. W powodzenie powstania nie wierzył. 18 grudnia Sejm uznał powstanie za narodowe, miesiąc później, gdy okazało się, że car Mikołaj I odrzucił rokowania Chłopicki złożył dyktaturę.

25 stycznia Sejm zdetronizował cara jako króla Polski a cztery dni później wybrał Rząd Narodowy, na którego czele stanął książę Adam Czartoryski. Kilka dni później licząca 115 tysięcy żołnierzy armia rosyjska pod dowództwem feldmarszałka Dybicza przekroczyła granice Królestwa, bronionego przez niewiele ponad 50 000 tysiące Wojsko Polskie. Zaczęła się wojna.

Rosjanie uważali, że wojna będzie szybkim i łatwym spacerem wojskowym, w wyniku którego padnie Warszawa, a oddziały polskie skapitulują. Polacy postanowili bronić się na przedpolu stolicy. Wprawdzie 14 lutego generał Józef Dwernicki odniósł zwycięstwo w potyczce pod Stoczkiem, lecz Rosjanie szli dalej. Polscy generałowie, skłóceni, nie wierzący w większości w możliwość osiągnięcia sukcesu, kierowani przez nieudolnego naczelnego wodza, ks. Michała Radziwiłła, nie umieli skoordynować działań, choć potrafili bić się dzielnie. Znaczna większość oficerów i żołnierzy walczyła z wielką odwagą. W bitwie pod Grochowem (20-25 lutego), w której przeważające siły rosyjskie nie mogły złamać oporu Polaków, polscy żołnierze (zwłaszcza 4 pułk piechoty), kierowani przed doradcę wodza naczelnego, gen. Chłopickiego (został ciężko ranny), odznaczyli się bohaterstwem w boju o Olszynkę Grochowska. Dybiczowi tak zaimponowali, że nie odważył się atakować szańców Pragi.

Po Radziwille naczelnym wodzem został generał Jan Skrzynecki, konserwatysta i raczej mierny dowódca. U jego boku stanął jednak zdolny strateg – generał Ignacy Prądzyński. W myśl jego planu wojska polskie przeszły na wiosnę do ofensywy, odnosząc zwycięstwa pod Wawrem i Dębem Wielskim oraz Iganiami. Dalszą akcję wstrzymał jednak Skrzynecki.

Na wiosnę wybuchło powstanie na Litwie oraz nieco słabsze na Ukrainie. Słabe korpusy Dwernickiego, Giełguda i Chłapowskiego zostały jednak wyparte w granice Austrii i Prus i rozbrojone.

26 maja Polacy przegrali bitwę pod Ostrołęką i pod względem psychologicznym był to zwrotny punkt wojny. Rosjanie przejęli inicjatywę i nie oddali jej do końca.

Krwawo okupione zwycięstwo pod Ostrołęką było ostatnim czynem wojennym Dybicza. Zmarł nagle na cholerę w połowie czerwca – w nastroju – jak pisze Jerzy Łojek – zupełnej niewiary z możliwość ostatecznego zwycięstwa nad Polską. 25 czerwca do głównej kwatery przybył jego następca feldmarszałek Paskiewicz. Był indywidualnością o wiele słabszą od Dybicza, dowódcą znacznie słabszym a jednak to jemu miały przypaść w udziale sukcesy.

 - Gdyby nieprzyjaciel Paskiewicza na froncie polskim był przeciwnikiem z prawdziwego zdarzenia, gdyby polskie naczelne dowództwo znajdowało się w rękach uczciwego patrioty, nieuctwo feldmarszałka byłoby powodem druzgocącej klęski wojsk carskich. Ale w warunkach wojennych 1831 roku Paskiewicz nie mógł niestety nie odnieść ostatecznego zwycięstwa – pisze Łojek.

Paskiewicz przeprawił swoje wojska przez Wisłę i zbliżył się od zachodu do Warszawy. Wprawdzie Sejm odebrał dowództwo niefortunnemu wodzowi, lecz jego następcy nie mogli już odwrócić losów wojny. Po dwudniowym szturmie dzielnie bronionych umocnień Warszawy (6-7 września; bohaterska obrona Woli  prowadzona przez gen. J. Słowińskiego, który zginął na szańcach) stolica skapitulowała, a wojsko wycofało się na północ. Oddziały powstańcze liczyły jeszcze kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy pod wodzą gen. Macieja Rybińskiego, lecz dowództwo parło do zakończenia walki.

23 września 1831 roku armia polska liczyła jeszcze: 15 pułków piechoty (27 tys. żołnierzy), 15 pułków kawalerii (6 tys. żołnierzy), 95 dział z obsługą (3500 żołnierzy). Zapasy amunicji wynosiły 25 235 naboi artyleryjskich, 819 tys. naboi karabinowych piechoty. W kasie było 6 mln 523 tysiące złotych. Twierdza Modlin miała zapasy wystarczające na przetrwanie wielomiesięcznego oblężenia.

Przywódcy polityczni i część generalicji osiągnęli jedno: żołnierz skapitulowali, lecz przekroczyli granicę pruską i austriacką. Ostatni polski punkt oporu, twierdza Zamość, skapitulowała 21 października 1831 roku. Wojna dobiegła końca.

 

W toku wojny zmobilizowano 140 tysięcy żołnierzy, zginęło ok. 30.000. Przez 8 miesięcy Polska była całkowicie niepodległa, działał Sejm, Rząd Narodowy. Większość historyków uważa, że szans na wygraną nie było choć można się było bronić dłużej. Tylko Jerzy Łojek (Leopold Jeżewski) twierdzi, że można było wygrać: – Jeżeli porównamy stany armii polskiej i rosyjskiej w poszczególnych fazach wojny, to stwierdzimy z niemałym zdumieniem,  że proporcja sił przesuwała się nieustannie na korzyść strony polskiej – czytamy w „Szansach Powstania Listopadowego”.

 

Powstanie Listopadowe było zupełnie innym niż to, które wybuchło w 1864 (Styczniowe). To drugie z góry skazane było na klęskę, to z 1830 już nie. Szkoda, że sami Polacy postępowali tak, aby je przegrać…

 

Artur Wolski 

Aleksander IAleksander I
,
gen. Józef Chłopicki gen. Józef Chłopicki
,
Iwan Paskiewicz Iwan Paskiewicz

POLECAMY


Zainteresował temat?

1

0


Komentarze (4)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Lola ~Lola (Gość)29.11.2010 10:50

"Aman" napisał(a):
Widocznie to taka nasza narodowa tradycja.


raczej chroniczna głupota

00


Aman Amanranga29.11.2010 10:48

"ilidan" napisał(a):
i tak jest po dzis dzien nom stop wybieramy nieudolne wladze

Widocznie to taka nasza narodowa tradycja.

00


Dawid Dawidranga28.11.2010 23:16

i tak jest po dzis dzien nom stop wybieramy nieudolne wladze

00


juzef ~juzef (Gość)28.11.2010 22:16

A mogło byc tak pięknie

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat