metoda sortowania: od najstarszego do najnowszego / najnowszego do najstarszego
Polak ~Polak (Gość)01.08.2020 08:33

Około 6 000 osób rocznie w Polsce w różnych grupach wiekowych odbiera sobie życie. Czy to nie jest pandemia ? Gdzie są jakieś programy do walki z tym ?

223


ze wsi ~ze wsi (Gość)31.07.2020 16:26

Tego nie mogę zrozumieć. Jeden z bohaterów tej opowieści, którego dosięgła ta choroba, pomimo zrobionego testu w sobotę, wynik ponoć w poniedziałek, gdzie już to daje do myślenia, dalej poruszał się w sobotę w przestrzeni publicznej, mając kontakt z liczną grupą ludzi. Zadając sobie pytanie, czy podczas sesji rady, miał świadomość, że wcześniej miał kontakt z osobą zarażoną w sąsiedniej gminie. W środę po sesji wtorkowej ponoć już ją miał, będąc na obiekcie SP1. Dalej zadając sobie pytanie, czy już wtedy nie można się było zachowawczo izolować od ludzi. Dla dobra własnego i innych. Uzyskując wynik negatywny testu 17.07 w piątek już brał udział w programie łódzkiej trójki na żywo z Podklasztorza dn. 19.07 w niedzielę. Podczas występu i pobytu tam, nie miał żadnego zabezpieczenia w postaci maseczki, co było widać na ekranie telewizora. Ba, była z nim również inna radna tuż obok, również bez zabezpieczenia. Czy to nie działo się za szybko z tym poluzowaniem po chorobie. Zwykłe czy niezwykłe parcie na szkło.Przecież w tym samym czasie inne osoby przechodziły katusze w swoich domach zarażając się bądź pozostając w kwarantannie.Czy to nie było to samo ognisko zachorowań?. To nie fer względem innych osób, np. radnych z rodzinami, pracowników urzędu, którzy musieli być poddani kwarantannie, siedząc w domach utracili swoje dochody prowadząc działalność gospodarczą. Czy patrząc w niedzielę na ekran telewizora, mogli być spokojni. Gdzie jest ludzka odpowiedzialność i słowo przepraszam. Gdzie pokora. To nie czas na gwiazdorzenie.Sytuacja i czas bardzo przykry, pół miasta sparaliżowane,urząd zamknięty, a tu jakby nic się nie stało. Czas na przemyślenia chyba.

134


sweter ~sweter (Gość)02.08.2020 14:14

nie ma żadnego wirusa i kropka!

1410


pandemicum debilicum ~pandemicum debilicum (Gość)01.08.2020 01:21

No to teraz dla równowagi poprosimy historie ludzi, którzy kilka lat czekali na operację, a teraz się dowiedzieli, że poczekają jeszcze kilka kolejnych lat "bo koronawirus"...
***
Takie ckliwe i bardzo życiowe te historie, że i ja swoją dołożę.
Rzecz miała miejsce 10 albo 11 lat temu, nie pamiętam teraz dokładnie, pamiętam tylko, że była wtedy śnieżna i mroźna zima. Przyplątało się do mnie jakieś choróbsko, grypa czy coś... Ale tak mi zaatakowało gardło i tak ochrypłem, że ledwo mogłem mówić, a kasłać się bałem, choć kasłać mi się chciało, ale przy kasłaniu czułem ból w płucach. Przy zwykłych przeziębieniach do lekarzy nie chodziłem, leczyłem się sam dostępnymi bez recepty medykamentami i chodziłem normalnie do pracy - zazwyczaj po kilku dniach przechodziło. W tym przypadku jednak postanowiłem udać się do lekarza. I tutaj nastąpił zgrzyt. Otóż jakoś pod koniec lat dziewięćdziesiątych trzeba było wybrać lekarza rodzinnego - wybrałem pewną panią doktor w przychodni "Pod siódemkami", bo tam miałem najbliżej. Nigdy jednak nie byłem po poradę u tej pani, bo nie miałem takiej potrzeby, jak wspomniałem zazwyczaj leczyłem się sam. Teraz jednak porada była konieczna, a ponieważ zmieniłem w tym czasie miejsce zamieszkania, to moją najbliższą przychodnią stała się nieistniejąca już przychodnia nr 5 przy Dmowskiego, do której miałem przysłowiowy "rzut beretem". Postanowiłem zatem się tam udać, bo teoretycznie lekarza można zmienić. Pani w rejestracji poprosiła o dowód, po czym stwierdziła, że przecież mam już przypisanego lekarza w innej przychodni. Poinformowała mnie, że pani doktor przyjmuje teraz w przychodni nr 4 przy Armii Krajowej i tam powinienem się udać. Wytłumaczyłem, że teraz tu mam najbliżej i chcę zmienić przychodnię. Pani jednak nie chciała mnie przepisać i w końcu machnąłem na babsztyla ręką i poszedłem na Armii Krajowej. I tak dobrze, że pani doktor nie przeniosła się do przychodni w Szczecinie, bo według logiki baby z okienka, pewnie bym musiał do Szczecina jechać... Co to w ogóle za pomysł, że chory ma być przypisany do lekarza i za tym lekarzem się przemieszczać?! Mróz był i każdy oddech tym zimnym powietrzem sprawiał mi wtedy ewidentny ból, ale doczłapałem się do przychodni (samochodu nie miałem, więc na piechotę...). I cóż się okazało? Ano pani w tamtejszym okienku poinformowała mnie, że rzeczona pani doktor u nich już też nie przyjmuje, i w związku z tym ona mnie nie zapisze. Jak wyjaśniłem, że próbowałem się zapisać w przychodni na Dmowskiego, to poinformowała mnie, że baba na Dmowskiego nie powinna robić problemów i mnie zapisać, bo przecież co za różnica do której przychodni się przeniosę, i żebym tam poszedł (!!!). Po paru minutach rozmowy pani "łaskawie" dała mi druk do wypełnienia, i przepisałem się do lekarza, który akurat wtedy przyjmował w tej przychodni. Kolejki nie było, a według informacji na drzwiach lekarz ów miał jeszcze o ile dobrze pamiętam jakieś 2 godziny dyżuru. Po co zatem było stwarzać takie problemy?! Lekarz mnie przyjął, przepisał leki, w tym jakiś antybiotyk. Po paru dniach poczułem się lepiej... Ale w czym rzecz? Ano, ani lekarz nie miał na twarzy maski, ani baba w okienku, ani nikt z mijanych na ulicy... Nikt nie zrobił badań, jakaż to bakteria czy wirus tak mnie urządziły... A przecież mogło to być coś nowego, groźnego ("pandemie" świńskiej i ptasiej grypy już przecież wtedy miały miejsce!), skoro tak mnie bolało gardło, płuca i gorączka męczyła. Nikt tego nie sprawdzał, nikt nie panikował, lekarz przepisał leki na podstawie objawów, a nie badań. A jak by było dziś? Porada na telefon? Kosmonauci z sanepidu?
Kolejny przypadek miał miejsce 3 lata temu. Pod koniec zimy też mnie coś zaatakowało. Bolesny kaszel, ból gardła, gorączka. Też udałem się do lekarza. Przychodnia ta sama, tylko lekarz już inny, bo tamten zmarł. Też przepisał leki bez badań, wyłącznie na podstawie objawów. Też nikt nie nosił masek, nikt nie trzymał dystansu, nikt nie panikował. A mnie choróbsko przeszło dopiero po 3 tygodniach, a przez kolejne 3 jeszcze nie czułem się dobrze. Co to było? Może coś gorszego, niż obecny covid? Być może, ale kogo to wtedy obchodziło? Przecież nikt wtedy nie ogłosił "pandemii"!
Ostatni przypadek miał miejsce na początku tego roku. Też się źle czułem, miałem gorączkę i było widać, że nie wyglądam dobrze. Nie chciałem brać zwolnienia, wziąłem dwa dni urlopu, po nich był weekend. Kupiłem leki bez recepty, w tym jeden przeciwwirusowy. Brałem je do każdego posiłku, czyli 5 razy dziennie. Po tych 4 dniach mi przeszło. Co to było? Przeziębienie, grypa? A może covid? Wszak jeszcze wtedy w Polsce paniki nie ogłoszono, ale wszystko na to wskazuje, że ten cały wirus mógł się u nas pojawić już pod koniec zeszłego roku. Co śmieszniejsze, dziś w tym stanie w jakim byłem nie wpuściliby mnie do zakładu pracy, bo od początku tego cyrku na portierni prowadzą pomiary temperatury u wchodzących. Bez ogłoszenia "pandemii" nikogo nie obchodziło, że ktoś ma gorączkę czy kaszel. Nikt nie panikował, bo media nie kazały panikować. Proste, nieprawdaż?
Skoro dziś można karać ludzi za brak maseczki, skoro sanepid może nakładać kary rzędu rocznych zarobków, to według tej logiki powinienem chyba mieć prawo domagać się odszkodowania od państwa polskiego za moją chorobę sprzed 10 i 3 lat? Bo gdyby wtedy rząd nakazał wszystkim zakładać maski i trzymać dystans, to może wtedy bym się niczym nie zaraził? Rozumiecie już do czego zmierzam, rozumiecie nonsens obecnych obostrzeń? Czy jesteście nadal pewni, że obecna "pandemia" wymaga aż takich środków, skoro dotychczas żadna epidemia tego nie wymagała?
Myślę, że prawie każdy z czytających przypomni sobie podobne historie ze swojego życia, kiedy jakieś choróbsko położyło do łóżka, a człowiek nie był pewien czy przeżyje. Tylko czy wtedy ktoś z tego powodu panikował, czy wprowadzano obostrzenia, kwarantanny? Ludzie się od siebie wzajemnie zarażali, a życie obok toczyło się dalej. Prawie wszyscy wyzdrowieli, ale byli tacy co zmarli "na grypę".
Pomyślcie o tym i nie dajcie sobą manipulować płatnym panikarzom.

284


gość ~gość (Gość)31.07.2020 09:41

Niedawno popiłem tak że oprócz utraty węchu słuchu utraciłem całą zawartość portfela który wyczyściła mi kobita ale jak to bywa w sytuacjach kryzysowych pomogli koledzy którzy zakupili mi kilka ćwiortek i od tamtej pory poczułem się jak nowo narodzony.

2012


Iskra ~Iskra (Gość)02.08.2020 00:20

W Berlinie demonstrowało dzisiaj 1,3 miliona LUDZI przeciw ściemie covidkowej.

234


gość ~gość (Gość)31.07.2020 11:53

Moja koleżanka przeszła wraz z całą rodziną koronawirusa. Ta wesoła pełna energii dziewczyna, która zawsze wspierała innych i pomagała wszystkim - również zawodowo- dusza człowiek i urzednik- nagle stała się wymęczonym cieniem człowieka.widzialam ja zaraz po chorobie, widać że bardzo ciężko ją przeszła. Więc teraz jak słyszę że ktoś to bagatelizuje i porównuje do grypy, to sobie myślę że trzeba nie mieć mózgu i podstawowej wiedzy żeby tak głupio gadać

2721


asa ~asa (Gość)31.07.2020 15:29

wszystkie historie sa prawdziwe, wiem, przeszlam to samo i rozumiem jak trudna jest walka o kazdy oddech pomimo w zasadzie żadnych objawów, traktowanie ludzi jak tredowatych, pomimo wyzdrowienia psychika cierpi najbardziej

817


sad ~sad (Gość)02.08.2020 17:40

Również przeszedłem ta chorobę i nigdy już nie odzyskam sprawności płuc, co za tym idzie każdy większy wysiłek jest dla mnie czymś nie realnym, rower i inne sporty mogę sobie podarować, a bardzo lubiłem jeździć na rowerze. Lubiłem nurkować co tez nie jest realne... Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to ze to co przeżyłem w szpitalu, podczas mojego 17 dniowego pobytu zmarło w mojej sali 14 osób. Tych widoków nie da się zapomnieć!

620


Nowy komentarz
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat