Polityka: I kogo to wszystko obchodzi

Tydzień Trybunalski Czwartek, 27 listopada 200811
Jeden z piotrkowskich radnych stwierdził niedawno, że problemem naszego miasta jest to, że jego sprawami interesuje się dość wąska grupa osób. Nie większa niż sto. Po dość pobieżnym sprawdzeniu wydaje się, że miał rację. Niestety.
Skoro tak niewielu interesuje to, co robi tak niewielu, to czy daje to legitymację tym niewielu do rządzenia miastem? Brzmi skomplikowanie, ale skomplikowane nie jest. Na podstawie wypowiedzi mieszkańców Piotrkowa przepytywanych od ponad roku przez reporterkę Radia Strefa FM na potrzeby porannego programu "Magiel", można wysnuć kilka wniosków oraz uzyskać odpowiedzi na kilka dość istotnych pytań.

Pytanie 1. Ilu radnych tworzy piotrkowską Radę Miasta?
Odpowiedzi prawidłowej (na 10 zapytanych) udzieliła 1 osoba.
Pytanie 2. Jakie ugrupowania tworzą RM?
Odpowiedzi prawidłowej nie udzielił nikt (na 10 zapytanych).
Pytanie 3. Kto jest prezydentem miasta?
Odpowiedź prawidłową znało 6 osób (na 10).

Pytań było o wiele więcej, a z odpowiedzi wynika, że piotrkowianie nie interesują się lokalną polityką, nie znają miejskich radnych, rzadko kto orientuje się, ilu wybraliśmy posłów, jak nazywa się przewodniczący RM oraz kto jest liderem piotrkowskiego oddziału danej partii. Więcej: często po prostu nie chcą tego wiedzieć. Dlaczego?

- Wciąż w społecznej świadomości pokutuje nasza przeszłość i poczucie, że ani jednostka, ani nawet środowisko czy grupa nie ma wpływu na rzeczywistość - uważa dr socjologii, specjalista od motywacji zachowań ludzi, Ireneusz Kaczmarczyk. - Jeśli wybraliśmy "władzę" - niech rządzą, następne wybierzemy, kiedy przyjdzie na to pora. Oddajemy w ten sposób własną przyszłość, ale i odpowiedzialność za nią w ręce "władzy". Daleko nam do społeczeństwa obywatelskiego, gdzie reprezentant społeczności jest rozliczany z pracy na jej rzecz w odwołaniu do standardów, do zasad przyjętych w tej społeczności, a jego praca jest monitorowana na bieżąco. Wybór wciąż jest najczęściej kwestią poglądów politycznych i emocji, a nie rzeczowości i osobowości ludzi, których wybieramy. Działa wtedy reguła, iż skoro wybraliśmy, to się tego trzymamy i nie reagujemy, nawet na błędy. Musielibyśmy zanegować własny podpis pod tym nazwiskiem. Politycy szybko się więc "odrywają" od obietnic i mieszkańców i rozgrywają swoje karty między sobą. A wyborcy uważają, że i tak nie mają na nic wpływu... Gubią się w personalnych sporach władzy, brak im pełnych informacji o okolicznościach, są zmęczeni własną sytuacją, co w trudnej rzeczywistości jest zupełnie zrozumiałe. Piotrkowski socjolog, na co dzień wykładowca Uniwersytetu Warszawskiego, jest przekonany, że minie wiele czasu, zanim się to zmieni. To powolny proces, ale postępuje. Wspomaga go wiedza, wykształcenie, świadomość społeczna, większe aspiracje indywidualne, wreszcie młodość, ale także media i przekaz informacji.

Jest nieciekawie

Lokalne media żyją lokalną polityką. Piotrkowscy działacze samorządowi, posłowie, urzędnicy, prezesi, przewodniczący, szefowie są częstymi gośćmi wspomnianego radia, piszą o nich lokalne tygodniki i mutacje gazet ogólnopolskich. Np. „Polska Dziennik Łódzki”.
- Faktycznie jest nieciekawie – mówi Marek Obszarny, dziennikarz tego pisma. - Przydałby się jakiś porządny sondaż, żeby sprawę rzetelnie zobrazować. Próbkę tego, jak sprawy stoją, miałem, realizując ostatnio coś na kształt podsumowania działalności RM na półmetku kadencji. Krótkie wyjście na główną ulicę i zapytanie kilku przypadkowych osób o nazwisko choćby jednego ich przedstawiciela w lokalnym samorządzie wywoływało prawdziwe zakłopotanie. Doszedłem do wniosku, że przeciętny mieszkaniec jest kompletnie oderwany od rzeczywistości lokalnego życia politycznego i nie tylko nie interesuje się tym, co na piotrkowskiej scenie się dzieje, lecz także nie czuje jakiejkolwiek więzi ze „swoimi wybrańcami”. Oczywiście są środowiska interesujące się: urzędnicy, radni, część nauczycieli, część biznesu, garstka dziennikarzy itp. Słowem ci, którzy mają interes się interesować.

Dziennikarze na całym świecie są tacy sami (wyłączając poziom i wiedzę, które nie są takie same u wszystkich) – zawsze i wszędzie szukają sensacji, afer i tzw. gorących tematów. Tych bardzo często dostarczają im politycy. W Piotrkowie nie ma powodów do narzekań. Tylko w ostatnich czterech latach mieliśmy: aresztowanie prezydenta, zabójstwo radnego i odwołanie przewodniczącego Rady Miasta. Ostatnio głośno o sprawie wiceprzewodniczącego.

Smutne, ale chyba prawdziwe

Czy tak głośne newsy mają wpływ na wzrost bądź spadek zainteresowania życiem miasta, w którym się dzieją? Trudno na to pytanie jednoznacznie odpowiedzieć. Z jednej strony tak, bo sensację czyta się najlepiej, z drugiej może dochodzić do zjawiska zniechęcenia, a nawet zobrzydzenia lokalną polityką.
- Grupę, która interesuje się życiem naszego miasta, podzieliłbym w uproszczeniu na tych, którzy robią to, wietrząc własny interes, i na „skaleczonych” potrzebą cierpienia za tysiące społeczników – mówi Paweł Ciszewski, radny PO. – Pierwsza grupa sprytnie czerpie korzyści ze swojej wiedzy. Na ogół jest święcie przekonana, że robi to bezinteresownie i że należy się jej wdzięczność ludu. Druga grupa ma potrzebę pracy społecznej, czuje i widzi więcej. To zaczątki społeczeństwa obywatelskiego, które możliwe, że zbudujemy ok. roku 2410.

To właśnie pan Paweł, jako pierwszy pokusił się o „policzenie” ludzi, którzy naprawdę interesują się życiem miasta i decyzjami jego władz. Uznał, że nie jest ich więcej niż stu. Dlaczego większość się nie interesuje? Ciszewski znajduje kilka powodów.
- Pierwszy: paradoksalnie demokracja działa dobrze. Są ludzie, którzy w ich opinii powiedzą głośno za nich to, co ich boli. „Więc co ja się będę odzywać”. Drugi: „i tak nie mam na to wpływu, więc szkoda czasu”. Trzeci: działania lokalnych działaczy bywają zniechęcające. Nie umieją też oni zainteresować ważnymi sprawami mieszkańców. Czwarty: jako społeczeństwo stajemy się coraz głupsi, więc coraz mniej ludzi czyta ze zrozumieniem gazety (dlatego coraz częściej zamieszczają same obrazki z małym tekstem). Coraz mniej ludzi rozumie, co mówi do nich lektor podczas wiadomości (dlatego radio, np. Strefa FM, organizuje audycje takie jak „Magiel”, podczas których udaje, że opinie „inteligentnych inaczej” są ważne i trzeba je nagradzać), dlatego milionową oglądalność mają programy typu „Big Brother”, a ich inteligentni inaczej zwycięzcy stają się idolami. Nie ma w tym świecie miejsca na złożone lokalne problemy społeczno-ekonomiczne. Smutne, ale niewykluczone, że prawdziwe (choć nie każdy uczestnik „Magla” jest inteligentny inaczej!).

„Oni i tak zrobią, co chcą…”

O tym, że więcej osób jest zainteresowanych sprawami kraju niż miasta, jest przekonany były prezydent Piotrkowa, Michał Rżanek.
- Tak jest dlatego, że o niebo większa jest dostępność informacji. Nawet ci, co oglądają serwisy informacyjne w telewizji dla prognozy pogody, muszą przebrnąć przez część informacyjną. Z drugiej strony, wychodząc z domu, mają namacalne dowody działania bądź nie lokalnej władzy, powinni się zainteresować, dlaczego tak jest. Oprócz lokalnych, profesjonalnych źródeł informacji, jest jeszcze „mówią u fryzjera”. Stąd rodzi się postawa „oni i tak zrobią co chcą”, to po co mam się interesować i jeszcze może jakoś wyrażać swoją opinię.

Rżanek uważa, że są grupy zawodowe, które wręcz powinny interesować się lokalnymi sprawami. Ale nie interesują. - To np. nauczyciele czy pracownicy samorządowi (nie tylko urzędnicy), przedsiębiorcy i prawnicy. Mam bardzo smutne doświadczenia. Nauczycielka może i wie, jak nazywa się prezydent miasta (chociaż nie zawsze), ale na tym wiedza się kończy. Prawniczka pełniąca ważną funkcję i wykonująca czynności służbowe mówi mi wprost z rozbrajającą szczerością, że ona kompletnie nie interesuje się i na wybory nie chodzi. Przedsiębiorca, jeśli jest zorganizowany w jakimś stowarzyszeniu, to czasami wie coś nie coś. W rezultacie pozostają „funkcyjni” i ich niewielkie otoczenie, gdzie jest wiedza o tym: co i dlaczego tak a nie inaczej w lokalnym samorządzie się dzieje. A przecież wymieniam tylko niektórych przedstawicieli przynależących do tak zwanych elit lokalnych. Może zgodnie z tradycją jeszcze powinienem dodać lekarza, księdza i aptekarza. Były prezydent mówi, że czeka nas długa droga do wybudowania społeczeństwa obywatelskiego.
- To angażowanie się mieszkańców w różnego rodzaju kółka i stowarzyszenia, poczynając od izb gospodarczych, a kończąc na kółkach miłośników kanarków. One wszystkie powinny być hołubione przez lokalną władzę. Moim zdaniem, bariera ograniczająca ludzką aktywność w przestrzeni publicznej znajduje się w głowach obywateli i wynika z ich mentalności i ukształtowanych postaw w poprzednich latach. Jednak to za proste tłumaczenie, bo problem leży też po stronie władz, które nie chcą bądź nie potrafią wyciągnąć ręki i zaprosić do współpracy. Miarą efektywności zjawiska powinno być zainteresowanie tym przedstawicielem społeczności przez cały czas, jaki mija od faktu wrzucenia kartki do urny do następnego aktu.

Jola Rutowicz i inne problemy

Piotrkowski artysta – plastyk, organizator słynnych „Interakcji”, Stanisław Piotr Gajda mówi, że „działa i angażuje się w życie miasta nieliczna grupa osób”. - Liczniejsza jest grupa frustratów, którzy zawsze są na „nie”. Wychodzą z założenia, że każdego i wszystko trzeba skrytykować, najlepiej w Internecie. To biedni, zakompleksieni ludzie. Nic im się nie podoba: murek nie, bo twierdzą, że inni będą tam, za przeproszeniem, „szczać”. Wyremontowana wieża ciśnień też nie, bo jak mi niedawno pewna pani powiedziała” „Teraz to tam będą szczać!”. Interakcje – nie, bo utarło się, że pod rzeźbami stworzonymi przez artystów inni będą „szczać”! Odnoszę wrażenie, że największym problemem miasta jest właśnie owo, jeszcze raz przepraszam, ale to cytat, „szczanie”!!! Gajda zauważa (na szczęście), że są też ludzie, którzy coś robią, czymś się zajmują, gdzieś działają, coś ich interesuje. Bywają jednak zniechęcani przez sfrustrowaną i zakompleksioną większość.
- Winę za taki stan ponoszą też media. Ludzie są karmieni papką w telewizji i Internecie, a to przecież główne w tej chwili źródła informacji. Tylko jakie to informacje… Że Jola Rutowicz zgubiła konia, a mama Mroczka zakazała mu palenia papierosów… To zwyczajna hucpa – kończy pan Piotr.

„TT” dba o rozwój społeczeństwa. Dlatego nie piszemy o zagubionym koniu. Tym bardziej, że wciąż się nie odnalazł… A poważnie - piszemy o wielu istotnych sprawach. Często bardzo istotnych i bardzo ważnych. Tylko kogo to obchodzi…

MCtka
Więcej w nr 48

POLECAMY

ankieta Ankieta

Czy interesujesz się lokalną polityką ?


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (11)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

motyl ~motyl (Gość)27.11.2008 12:36

Pytanie czy którykolwiek z miejskich radnych, polityków na innym szczeblu choć przez chwilę myślał o przyszłości miasta, mieszkańców? NIE - wszyscy myślą jedynie o własnej kieszeni, co z tego, że napełniają ja kosztem sąsiada.

00


reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat