Inni felietoniści
Felietony pozostałych autorów
Zbiór felietonów napisanych przez niezależnych autorów.

wpisów

Był sobie człowiek...
Czwartek, 22 stycznia 2015
Był sobie człowiek…I oto tylko niewielka urna…Garść popiołu... 15 stycznia 2015 r. odbyły się uroczystości pogrzebowe Tadeusza Konwickiego - jednego z największych naszych współczesnych…Choć postura mizerna. Niewysoki. Szczuplutki. Pisarz. Filmowiec. Myśliciel. Indywidualista. Przyjaciel G.Holoubka i A. Łapickiego. To było wyjątkowe trio. Ostatnie takie trio - posłużę się tytułem filmu J. Obłamskiego.

Ileż to razy słyszy się slogan: “Nie ma ludzi niezastąpionych”. Głupi to slogan. Są ludzie niezastąpieni. A właściwie każdy jest w jakiś sposób niezastąpiony. A gdy odchodzą ludzie wybitni, to wyrwa w ludzkim oceanie jest bezbrzeżna. Holoubek i Łapicki odeszli wcześniej.

 

Konwicki został niejako sam, ale oswoił się z tą samotnością. Trochę tak jak latarnik z noweli Sienkiewicza. Ta samotność i starość pozwoliły mu zdystansować się do życia - swojego i życia w ogóle. Patrzył na rzeczywistość niczym z lotu ptaka. I, jak mówił w wywiadzie wyemitowanym w telewizji z racji jego śmierci, to budziło w nim pragnienie przeniesienia się stąd - tam. Wstrząsnęło mną to wyznanie. To pogodzenie z nieuniknionym. Pomyślałam, że gdyby śmierć przychodziłą wtedy, kiedy człowiek jej pragnie, kiedy się już nażyje, nie byłaby taką tragedią.

 

To był pasjonujący materiał. I trudno w tym miejscu nie postawić pytań: Czemu tak mało jest w TV podobnych programów? Czemu tak mało mówi się o literaturze? Czemu tak dużo czasu antenowego wypełniają programy typu “reality show”? Czy społeczeństwo jest aż tak głupie, że trzeba mu serwować przede wszystkim tego typu ochłapy? Czy media prowadzą zamierzoną działalność mającą na celu ogłupianie społeczeństwa? Literatura jest, śmiem twierdzić, najmniej kochanym obszarem w pejzażu współczesnej kultury. Poświęca się jej uwagi tyle co kot napłakał. Ot, właśnie przy okazji śmierci jakiegoś pisarza czy np.. otrzymania Nagrody Nobla. Przy czym śmierć zdarza się zdecydowanie częściej niż Nagroda Nobla.

 

A przecież literatura to ważna dziedzina twórczości. Posługuje się słowem jako tworzywem. I choć słowo to trudny do obróbki budulec, w odbiorze często niejednoznaczny, choć, jak powiedział Exupéry w “Małym Księciu” mowa jest źródłem nieporuzumień, to przecież nie ma lepszego, pełniejszego sposobu porozumiewania się niż poprzez słowo. A literatura dodatkowo oferuje tak przeróżne sposoby użycia słowa, by przekaz był jak najpełniejszy, jak najgłębszy i…jak najpiękniejszy. Nie jest jednakże moim celem w tym felietonie zgłębianie kondycji literatuty we współczesnym świecie.

 

Powracam do zdania zapisanego na początku: Był sobie człowiek…Był i…? I już słyszę całe hordy sloganowych stwierdzeń próbujących utrzymać to “bycie”. Pozostał w naszej pamięci, w naszych sercach. Jest w tym, co pozostawił po sobie - w swojej twórczości. Pozostanie na zawsze z nami. Jest z nami duchem. Patrzy na nas z góry. Czeka na nas w drugim świecie. Ale mnie wciąga ta wyrwa po nim niczym krater zastygłego wulkanu. Nie ma tam człowieka tylko popiół. Można wziąć garść popiołu, posypać nim głowę na znak że prochem jesteś i w proch się obrócisz, można rozsypać ten popiół, by zjednoczył się z ziemią, można tym popiołem wypełnić siebie jak się wypełnia żalem i świadomością kresu. Nie ma już w tym popiele człowieka, który był, który się zdarzył w wielkiej tajemnicy życia, tajemnicy dziejów. Nie ma i nie będzie, a przecież był. I choć tak trudno ogarnąć ten cudzy niebyt, o ileż trudniej ogarnąć niebyt własny! Był sobie człowiek…Kiedyś powiedzą to także o nas, a jednak nie myślimy o tym na co dzień, nie poddajemy się przemijalności. I to jeden z fenomenów życia. Każde pokolenie odejdzie w cień, a nasze nie…- śpiewa współczesny zaspół muzyczny “Kombii”. Czasem wydaje mi się, że gdyby tak bardziej na serio podejść do własnego kiedyś niebycia, może łatwiej by było poustawiać sobie swoje sprawy na odpowiednich półkach - coś wyżej, coś niżej, a coś może w ogóle wyrzucić ze swojej codzienności. A jednak tak się nie dzieje. Wciąż człowiek buduje sobie swój świat tak, jakby miał nigdy się nie skończyć. I może tak właśnie powinno być? Dla mnie perspektywa śmierci jest niejednokrotnie antidotum na ułomności mojego “teraz”.

 

I może w tym także jest sens?

 

Gaja


Pozostałe felietony autora:
 O sensie pisania
 Życie po południu
 Tylko koni żal...
 Polityko, polityko, cóżeś ty za pani

Komentarze (2)
a.a.
~a.a. (Gość)
23.01.2015 18:51

To prawda, że media przypominają zazwyczaj wielkie postaci po ich śmierci,ukazując wtedy często dobrze dobrany materiał. Potem jest cisza, może czasem jeszcze rocznica śmierci, jak to było np. z Czesławem Niemenem. To, co dobre, mądre, wartościowe, najczęściej jest emitowane w telewizji bardzo późno. Przykładem mogą być też dobre filmy, które kończą się po północy.I pewnie jest to celowa polityka czwartej władzy.Można tylko wyrazić ubolewanie i wyciągnąć smutne wnioski.
Odejście wielkich ludzi kultury zawsze rodzi we mnie żal i zadumę, chociaż wiem, że tak być musi, bo śmierci nikt nie uniknie. Ale z drugiej strony jest we mnie przede wszystkim wielka wdzięczność i radość , że dane mi było żyć w czasie, kiedy ci wybitni artyści tworzyli i pozostawili niezatarte ślady. Ślady, po których można kroczyć, uczyć się pokory i korzystać z ich mądrości w wędrówce przez życie.

Antonina

reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat