Biegałem w obłokach... – rozmowa z Kamilem Bednarkiem

Tydzień Trybunalski Sobota, 24 września 20110
Ideał, do którego dąży, to Gentleman (niemiecki muzyk reggae i dancehall, przyp. M.W.). Śpiewa o najważniejszych dla siebie wartościach: miłości, szczerości i przyjaźni...
foto Magda Wagafoto Magda Waga

Kamil Bednarek, wokalista zespołu Star Guard Muffin – finalista programu “Mam talent”, zagościł w naszym mieście.

- “Tydzień Trybunalski”: Twój zespół jest znany na całym świecie. Znaleźliście się na czwartym miejscu na liście “Uncharted” amerykańskiego magazynu “Billboard”. To megasukces. Jak przyjąłeś tę wiadomość?

- Kamil Bednarek: Szczerze mówiąc dowiedziałem się o tym od naszej manager. Ta lista przedstawia popularność internetową: liczbę wejść na YouTube, itp. W jednym tygodniu lipca mieliśmy ich łącznie około 12 milionów i to sprawiło, że znaleźliśmy się na czwartym miejscu. Bardzo nas to cieszy, ale tak naprawdę nie do końca jestem jeszcze tego świadomy.

- To jest sukces całego waszego zespołu, w którym śpiewasz od trzech lat. Dlaczego w programie “Mam talent” wystąpiłeś solo, a nie z zespołem?

- Wiesz co, oni nawet nie wiedzieli, że ja tam jestem. To było bardzo spontaniczne. Wyobraź sobie: 8.00 rano i do mojego pokoju wpadają przyjaciele, którzy zaczynają mnie budzić i wykrzykiwać nade mną teksty typu “co ty robisz?!”. Powiedziałem im: chłopaki dajcie spokój, nie idę do żadnego “Mam talent” z muzyką reggae, ja nie chcę, ja idę spać. Ci ściągnęli mnie z łóżka, nagrali podkład i zawieźli. To było na maksa spontaniczne. Potem graliśmy próbę z chłopakami z zespołu i mówię im: wiecie co, byłem w “Mam talent”. Ci zapytali, jak było. Powiedziałem, że dostałem się dalej i zaczęliśmy grać. Nie była to więc przemyślana i planowana sytuacja. Ale... widzisz czasami warto w życiu zrobić coś, czego tak naprawdę na co dzień byś nie zrobiła. Bo przecież gdyby nie to, nie siedziałbym tutaj z tobą, nie spełniał marzeń, nie grał w taki sposób i nie rozwijał się tak szybko.

- A czego nauczył Cię ten program?

- Żeby zawsze pozostać sobą – cokolwiek by się działo. I to jest ważne. Jak się zmieniasz, ale w tę złą stronę, to wszystko tak naprawdę traci sens, bo ty się w tym gubisz. Trudno jest odnaleźć siebie i człowiek nie wie sam, kim jest. A jak jesteś sobą, wtedy masz za sobą ludzi i uświadamiasz sobie, że warto robić to, co kochasz i żyć dla pasji. Jeśli zaś masz pasję i realizujesz się w czymś – jesteś szczęśliwy. W ogóle ludzie powinni zmieniać nastawienie. Ja staram się myśleć pozytywnie, co by się nie działo, i doceniać to, co daje mi życie. To całe zamieszanie jest moim sukcesem, bo czy ludzie mówią dobrze, czy źle, to jednak mówią. Ktoś wie o moim nazwisku i gdzieś w historii zapisze się, że robiłem wszystko, aby ta muzyka tutaj przetrwała.

- Pierwsza płyta Star Guard Muffin nosi tytuł “Szanuj”. Czy to forma apelu?

- No właśnie... Sama pewnie widzisz, co dzieje się dookoła nas. Wystarczy powiedzieć słowo “szanuj” i zadać komuś pytanie: stary, co rozumiesz przez to słowo? Szanuj siebie, szanuj drugiego człowieka i szanuj to, co masz – taka jest moja odpowiedź. Ludzie nie doceniają tego, co mają. Kiedy byłem na Jamajce, widziałem kontrasty typu: jeden ma normalne życie, a drugi jest na skraju życia i śmierci. Tutaj mamy nie najgorzej, tylko problem polega na tym, że każdy chciałby mieć wszystko od razu, wiesz, wszystko wielkie i super. Ale do tego trzeba pracy, bo samo się nic nie zrobi.

- Jeśli chodzi o Jamajkę, nagrywaliście tam waszą ostatnią płytę “Jamaican Trip”. Jakie doświadczenie stamtąd przywiozłeś?

- Wiesz, tam nabrałem niesamowitej pewności siebie w tym, co robię. Przez chwilę odpocząłem od kraju i od tego, co się w nim dzieje. Mogłem pooddychać świeżym powietrzem i przede wszystkim to spełnione marzenie nakręciło mnie taką energią, że wróciłem i przez jakiś czas biegałem jeszcze w obłokach. Potem zszedłem na ziemię i zacząłem kolejny etap w życiu. Na pewno też dojrzałem oraz zrozumiałem, że to nie jest zabawa, że trzeba spoważnieć i to wszystko ogarnąć.

- Pojawiają się opinie, że “Jamaican Trip” to płyta, która podnosi emocje tylko do pewnego momentu, że kończy się w momencie, kiedy tak naprawdę zaczyna się rozkręcać.

- Tak serio, to zbyt krótki okres, żeby zrobić jakiś duży krok. Na pewno takim sprawdzianem będzie nasza druga płyta pełnowymiarowa. Ta Jamajka to była dla nas lekcja. To nie było po to, żeby polecieć, nagrać kawałki i jarać się nimi: o mamy muzyków Shaggy’ego, o mamy muzyków Boba Marley’a, ale jesteśmy fajni, to my nagraliśmy na Jamajce... Nie – tutaj chodziło o lekcję. Każdy z nich pytał muzyków o rady, doświadczenia i to skutkuje. Ja mogłem pogadać z wokalistami i zobaczyć, jak tworzą. A wiesz jak tworzą?

- Jak?

- A tak: przychodzili, zakładali słuchawki, zamykali oczy, mijało 15 minut i mieli tekst. Robili to na zasadzie wczucia się. To dodało mi też pewności, że nie wolno się wstydzić tego, co robisz. Gitarzysta Boba Marley’a powiedział, że zawsze trzeba grać uczuciami, że mimo iż w zespole pojawią się gorsze chwile, to najważniejsze jest “wspólne serce”, którym jest muzyka reggae. A jak jest – to przetrwa się wszystko. I to jest git.

- Podczas swojego występu na festiwalu w Jarocinie mówiłeś ze sceny, że kiedyś to ty się tam bawiłeś, że byłeś od tej drugiej strony. Brakuje Ci tego?

- Czasami bardzo. Ale w Jarocinie nawet spoko mogłem się poruszać. Nie było tak: aaa... Bednarek! Nie atakowano mnie tam z każdej strony. W sumie to byłem też zaszokowany, bo podchodzili punkowcy i robili sobie ze mną zdjęcia. Szczerze... lepiej mi się tam grało niż na Ostródzie, gdzie byłem na maksa zestresowany. A w Jarocinie mówię sobie: niech się dzieje, co chce. Zagrałem koncert i niesamowite było to, kiedy wiedziałem dziewczynę ze swastyką na rękawie, która buja się do moich piosenek.

- A zdarza się tak, że zostajesz przyjęty negatywnie?

- Wiesz, jak są jakieś otwarte imprezy typu dni miast, to mówiąc pospolicie, “dresy” czasami z początku coś tam wykrzykiwały. Ale na koniec krzyczeli już: jeszcze jeden! (śmiech). Ale tak jest... Robi się jakiś stereotyp wokół osoby i to się ciągnie. Jest takie powiedzenie, że zazdrośnik pluje w twarz tylko temu, który go przewyższa. I na takich ludzi musimy zawsze uważać – co by się nie działo.

- Czego najbardziej brakuje Ci z życia sprzed programu i sprzed sukcesu, jaki osiągnąłeś?

- Prywatności. Tego, że mogłem iść, wyrąbać się na chodniku, zasnąć i nikt by na to nawet nie zwrócił uwagi. A teraz zrobiliby z tego sensację, że zacząłem używać narkotyków i trytytytyty... No wiesz, żeby tylko jakiś ferment zasiać. A powiem ci, że to jest tak: masz prywatność to jej nie doceniasz, a jak jej już nie masz, to zdajesz sobie sprawę, ile ta prywatność była dla ciebie warta. A tego nie da się już przywrócić.

- Niebawem będziecie nagrywać nową płytę...

- Tak! Już się nie mogę doczekać! Zaczynamy w grudniu, a póki co koncertujemy.

- To będzie płyta...

- Reggae oczywiście!

- Dzięki za rozmowę.

- Dzięki wielkie, Jah niech będzie z wami!

Rozmawiała Magdalena Waga

POLECAMY


Zainteresował temat?

0

0


Komentarze (0)

Zaloguj się: FacebookGoogleKonto ePiotrkow.pl
loading
Portal epiotrkow.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść wypowiedzi zamieszczanych przez użytkowników. Osoby komentujące czynią to na swoją odpowiedzialność karną lub cywilną.

Na tym forum nie ma jeszcze wpisów
reklama
reklama

Społeczność

Doceniamy za wyłączenie AdBlocka na naszym portalu. Postaramy się, aby reklamy nie zakłócały przeglądania strony. Jeśli jakaś reklama lub umiejscowienie jej spowoduje dyskomfort prosimy, poinformuj nas o tym!

Życzymy miłego przeglądania naszej strony!

zamknij komunikat